Z tego właśnie powodu nasz "wydajemisizm" musi być ograniczony przez odgórne władze, abyśmy ferując opinie nie mogli przekraczać społecznie zaakceptowanych granic. Nauczyciel - jak słusznie zauważasz - nie jest Panem Bogiem i nie wie wszystkiego najlepiej. Fajnie mieć wtedy jakiś punkt odniesienia, czyli właśnie górną granicę, której przekroczyć nam nie wolno. Jeżeli uznamy, że wszystko może być względne czy uznaniowo określane przez nas jako złe czy dobre, to nauczymy ucznia, że
"1. Nauczyciel ma zawsze rację
2. Jeżeli nauczyciel nie ma racji - patrz punkt 1."
i dowie się, że poprawna hierarchia wygląda tak:
Pan Bóg
Nauczyciel
Rodzic
Minister Edukacji
Starszy brat(siostra)
.
.
(długa przerwa)
.
.
myszoskoczek leśny
uczeń.
Co do opisanej wcześniej sytuacji - zapytałem o radę Dyrektora, wieloletniego doświadczonego pedagoga. Powiedział mi tylko "lekarskich nie podważaj, bo sobie narobisz kłopotów. Uznaj, ale sprawę wybadaj."