Nauczyciel nie informuje...i to "utwierdza go w przekonaniu".
To nie jest sensowne tłumaczenie.
Uczeń ma obowiązek wiedzieć jakie ma oceny i dopilnować poprawy zgodnie z umową. To jego wysiłek i inicjatywa, bo to w jego interesie jest, by uzyskać ocenę pozytywną. Nauczyciel nie będzie łaził za kimś i prosił, by łaskawie oceny poprawić.
676 pisze:Nagle, na czwartej od końca lekcji (dwa tygodnie przed klasyfikacją) okazuje się, że nauczyciel jednak uważa sytuację za poważną, bo wynika tak z przeprowadzony półtora miesiąca do dwóch miesięcy wcześniej sprawdzianów, których "nie miał czasu" sprawdzić i nagle jego zdaniem okazuje się, że te okoliczności: "poprawione z jedynki na dwójkę sprawdziany" w połączeniu z tymi dwoma "świeżymi" jedynkami to za mało, by zaliczyć semestr.
Sytuacja taka nie powinna mieć miejsce. Błąd/zaniedbanie obowiązków nauczyciela. Poprosiłbym o pomoc wychowawcę, a jeśli to niemożliwe to rodzica, by w tej sprawie z nauczycielem porozmawiał. Moim zdaniem jego niedopatrzenie powinno działać na korzyść ucznia, powinien dać temu uczniowi możliwość poprawy oceny. Wyuczy się, to dop., a dla niego nauczka na przyszłość.
"Zaliczyć semestr", czy nie chodziło o uzyskanie pozytywnej oceny rocznej?
676 pisze:Analogicznie, z drugiego przedmiotu, w którym sytuacja była bardzo podobna, uczeń wiedząc o przewidywanej ocenie niedostatecznej podejmował starania, aby dostawać oceny nie tylko oscylujące w okolicach 2-3, ale i dla własnego bezpieczeństwa (wiedząc o sytuacji wątpliwej) 4-5, co dawało mu dodatkowe zabezpieczenie. Spowodowało to, że z zagrożenia oceną niedostateczną wypracował sobie ocenę na solidne 3. Nawet dwie, czy trzy jedynki, które mogłyby wyskoczyć choćby i w tygodniu klasyfikacji nie zachwiałyby sytuacji do tego stopnia, by ucznia nie móc przepuścić.
Twierdzenie takie jest moim zdaniem nieuprawnione.
Nie wiemy jakie jedynki zostały poprawione, a jakie uczeń otrzymał później.
Ocena ocenie nie równa. nauczyciel decyduje jak je "ważyć".
676 pisze:Gdyby uczeń wiedział, że nauczyciel pierwszego przedmiotu zamierza go usadzić, rozsądniej dawkowałby uwagę w ostatnim miesiącu pomiędzy dwa przedmioty. W zaistniałych okolicznościach zaś z pierwszego przedmiotu uczył się wyłącznie na dwójki będąc przeświadczonym, że to wystarczy.
Jego wina - ucznia.
Powinien tak się do nauki przyłożyć, by sytuacji niepewnej nie było z żadnego przedmiotu.
Ocena dopuszczająca jest taką "ostatnią deską ratunku" oznaczającą, że dany dział/test został zaliczony "z ogromną trudnością" i nie daje gwarancji, że umiejętności w przyszłości wystarczą, by zaliczyć kolejny lub nawet taki sam, ale za tydzień.
Dziś się udało, jutro niekoniecznie.
Tak jak z przygotowaniem do matury, jeśli ktoś wszystkie sprawdziany zalicza na 33% i to za drugim podejściem, to jest bardzo duże ryzyko, że maturę obleje.
676 pisze:Jaki może być motyw działania takiego nauczyciela? W najlepszym przypadku lenistwo i nieróbstwo (skandaliczny przykład dla młodzieży - należy odstrzelić ze stanowiska). W najgorszym może się okazać, że uczeń nie zgodził się na proponowane zaliczenie zaległego sprawdzianu poprzez prace porządkowe na działce budowlanej nauczyciela i stąd nagłe pogorszenie sytuacji (znamy podobne przypadki z mediów a moi rodzice - z własnego życia).
To, że Twoi rodzice znają takie przypadki mnie nie dziwi, sam je znam...sporo tego typu folkloru w naszych wspomnieniach można znaleźć.
To, że znamy jakieś pojedyncze przypadki z mediów? Są tak odosobnione i beznadziejnie głupie, że tylko nadają się do Super Expressu.
Czy my mamy opinię o dzisiejszej młodzieży wyrabiać na podstawie newsów o nastolatkach mordujących rówieśników lub uprawiających przed widownią seks oralny?
Jeśli nauczyciel przetrzymał tak długo te testy - jego błąd.
Na jaką karę zasługuje?
Zapewne moja sugestia byłaby mniej dotkliwa od Twojej, no ale jakem nauczyciel, to i moje serce bliższe gołębiemu...
...wszak, gdyby za każdy grzech usuwać uczniów ze szkoły, to i w pustawych salach byśmy uczyli