Postautor: gajbar » 2012-07-03, 06:29
"Rzeczywiście" nie wiem nic, bo nie jestem ani stroną w tym sporze, ani sędzią. Potrafię jednak wyobrazić sobie tę sytuację- butny, roszczeniowy uczeń, który ma prawa nierespektowane przez nauczycieli i zaczyna o nie walczyć, a po drugiej stronie długoletni nauczyciele, którzy nigdy nie spotkali się z podważeniem ich metod nauczania i wychowania mimo, że nie zawsze były one dobre.
Ponieważ nikt nie chciał traktować ucznia i jego ojca, jak partnerów konflikt był nieuchronny. Sądzę, że znam mentalność naszego środowiska, które nie lubi, jak mu ktoś zwraca uwagę. Próby wskazania przez uczniów czy nauczycieli często drobnych błędów traktowane są jako atak na "powagę, nieomylność i wszechwiedzę" zatem należy się skonsolidować , wytoczyć armaty i bronić się do upadłego.
Wuem- czy myślisz, że gdyby chłopak nie miał racji to wygrałby przed sądem?