Szanowni Państwo,
jestem rodzicem dziecka, które rozpoczęło naukę w klasie IV szkoły podstawowej.
Nauczycielka matematyki ma osobliwy sposób nauczania tego wspaniałego przedmiotu, a mianowicie: na lekcji wykonuje z dziećmi 1-2 zadania (najczęściej najprostsze), po czym zadaje po każdej lekcji od 8 do 10 zadań ze Zbioru Zadań. Mój syn, pomijając rosnąca niechęć do matematyki z powodu naszych wspólnych matematycznych sesji trwających często ponad 2 godziny dziennie, po prostu nie poradziłby sobie z nimi, gdyż zadania zadane do samodzielnej pracy są zdecydowanie trudniejsze od tych, które rozwiązuje na lekcji.
Mam pytania: czy to jest standard, że 10-letnie dzieci po sielance w nauczaniu początkowym od razu mają wskoczyć na poziom nauki serwowany licealistom i czy takie podejście do nauczania matematyki przez nauczyciela wynika wyłącznie z przeładowanego programu nauczania w IV klasie?
Pytam się o to, gdyż szlag mnie trafia jak widzę, że moje dziecko wykazuje coraz mniejszy entuzjazm do przedmiotu, tylko dlatego, że to ja muszę go uczyć tego przedmiotu po lekcjach?
PL