Przy pierwszej okazji zwiałam- nie dlatego, że nie lubię uczyć, ale dość miałam papierów, intryg, plotek i całej tej "reformy".Niestety, znów wylądowałam w szkole, co prawda mam mniej godzin, ale już po 3 tygodniach mam wstręt do tego wszystkiego. Męczy mnie jawna niesprawiedliwość, gnębienie przez dyrekcję ludzi nieumiejących się "odciąć" i zawalczyć o swoje, nadmiar szkoleń i projektów, które niczemu nie służą itp..Atmosfera w pracy jest do kitu, kiedy dyrekcji nie ma w szkole, każdy oddycha z ulgą, a po pracy..."ze spuszczoną głową powoli idzie Polak ze szkolnej niewoli"
Jak tylko będę miała okazję- zwiewam -rzecz oczywista.
Nauczanie jest czasem satysfakcjonujące, a czasem nie. Niestety, w klasach coraz więcej jest dzieciaków z pogranicza normy intelektualnej, nie wiadomo, co z nimi robić. I tak z 30 osób 5 pracuje szybko i ładnie, 15 to średniacy, a reszta to uczniowie słabi, bardzo słabi i słabi poniżej normy, ale niestety wciąż w normie. Praca z taką grupą to horror. Szkoła jest do kitu.