Pewnego wieczoru, gdy usiadły przy dużym, omszonym kamieniu i Akinomka rozpaliła ognisko przedostatnią zapałką z pudełka, tuż obok rozległo się długie, przeciągłe i bolesne jak skarga niesłusznie pokrzywdzonego wilcze wycie. Powoli zapadał zmierzch, na niebie coraz więcej gwiazd zapalało się niczym małe latarenki, a pyzaty księżyc wstąpił na niebo.
- Jejku, to było straszne... - ni to szepnęła, ni powiedziała Akinomka.
Dushka jak gdyby w odpowiedzi pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Nie sądzę, by coś nam groziło...
Nagle, całkiem niespodziewanie zza pobliskiego krzaka wyskoczył wilk. Miał gęstą, grubą, szarą sierść, a w jego żółtych ślepiach odbijało się ognisko. Za nim podążała reszta watahy. Wilk warknął i przyskoczył do Dushki.
- Ojej, uciekajmy! - pisnęła Akinomka.
- Dokąd? - odpowiedziała dziwnie spokojna Dushka - Wszędzie Cię znajdą, dopadną, rozszarpią... Gdzie się nie zwrócisz, tam wilcze ślepia, gdzie nie obrócisz, blask wzroku oślepia i czyni martwym, jak bazyliszek spojrzał w niewinne twoje źrenice... Tak czujesz śmierci paskudne tchnienie... trzymasz swą wiarę - niby ocalenie - za strzęp ostatni... i nie chcesz umierać, boisz się jeszcze, że będziesz uciekać... ale to nieprawda, bo on cię nie puści, rozszarpie do reszty twoje wnętrzności... zginiesz tak marnie jak mysz przez sowę złapana: nikt o tym nie wiedział - więc nieopłakiwana.
Rozdrażniony potokiem słów wypływającym z ust Dushki wilk warknął.
- I ty przeciw mnie, mleczny bracie Romulusa i Remusa... jak śmiesz! - Dushka spojrzała na wilka. Spojrzała mu prosto w oczy. Zwierzę skuliło się, podwinęło pod siebie ogon i szybko uciekło, a za nim reszta watahy.
- Dushka! Jak to zrobiłaś?! - Akinomka z nerwów zaczęła płakać.
- Ejj, no, co Ty? Już wszystko dobrze... - delikatnie pogłaskała przyjaciółkę po głowie - Chodźmy...
- Dokąd? - Akinomka niemal jęknęła - Jestem taaaka zmęczooonaaa.... - ziewnęła przeciągle.
- Przed siebie. Cel jest już blisko. Chodź, pójdziemy na spotkanie z Chiczi... - złapała Akinomkę za rękę i pobiegła przed siebie. Obie dziewczęta, jak gdyby szalone, biegły przez puszczę. Gałęzie smagały je po twarzach i po rękach, bose stopy pędziły po miękkich poduchach mchu. Ujrzały światła w oddali. Przyspieszyły i już po chwili stukały do wrót zamczyska. Otworzyła im Miłka.
- A któż to się dobija o tak późnej porze? Akinomka? Dushka? Co wy tu robicie?!
Zaalarmowana krzykiem Miłki Świetliczanka pojawiła się na dziedzińcu.
- My tylko... - Dushka wyciągnęła przed siebie kopertę.
- "Do Malgali" - odczytała Miłka, po czym zabrała kopertę i poszła gdzieś z nią.
- Może coś zjecie? - zaproponowała Świetliczanka.
- Chętnie... - powiedziała Dushka.
- ...pójdziemy się przespać - dokończyła Akinomka, przy czym tak ziewnęła, jakby nie spała od paru dni.
- A to co? - zdumiała się Malgala, gdy Miłka wręczyła jej bez słowa kopertę.
- Akinomka i Dushka to przyniosły...
- Zaczekaj, niech one do mnie przyjdą. Ach i bąź łaskawa poczekać na nasze adeptki z Egiptu. Powinny przybyć godzinę temu... Chyba nic im się nie stało, przecież są z Elą ... - otworzyła kopertę, wyciągnęła i przeczytała list - Przyprowadź je do mnie - szybko powiedziała, gdy skończyła czytać.
Gdy Dushka i Akinomka zajadały wreszcie przyzwoitą kolację, do kuchni wpadła Miłka.
- Dziewczyny, do Malgali. Chyba wiecie, gdzie jej gabinet?
- Eee... nie bardzo...
- Zaprowadzę was, chodźcie za mną.
Przez prawie całą noc Malgala wypytywała dziewczyny o wszystko. Mało tego - poprosiła Girenę, Renati i Ingę o pomoc. Dopiero, gdy o piątej nad ranem Akinomka zasnęła z głową opartą o blat jej biurka, Malgala się spostrzegła.
- Ojej, przepraszam...
przecież jesteście zmęczone. Resztę przekładam na wieczór. Wyśpijcie się porządnie. A gdzie jest Ela? - zadała sobie to pytanie, nie oczekując odpowiedzi.
- Przecież sama wysłałaś ją po odbiór dziewcząt z Egiptu - przypomniała Renati.
- Rzeczywiście... To one jeszcze nie wróciły?!
- Wróciły... - uspokoiła Girena - widziałam je w hollu, gdy musiałam wyjść do toalety. Zapomniałam powiedzieć, tak byłaś zaaferowana tym listem...
- Przepraszam, ale ja też muszę się położyć. Oczy mi się same zamykają... - wycofała się Renati.
[ Dodano: 15 Styczeń 2008, 01:31 ]
Gdy tak szła pustym korytarzem, pomyślała, że jeszcze duuużo pracy je jutro czeka, więc lepiej się dobrze wyspać. Ale jak tu się wyspać w godzinę-dwie?
- Sięgnę po któryś z eliksirów. - postanowiła. Jednak nie zdążyła dojść do Pokoju Eliksirów, gdzie były wszystkie mikstury - i te przygotowane w wolnym czasie - i te zabezpieczające przed różnorakimi niebezpieczeństwami - i te wykonane specjalnie w jakimś celu, tylko czekające na odpowiednią porę... nie zdążyła tam dojść, gdyż nagle, całkiem niespodziewanie poczuła w piersiach ostry, przenikliwy ból, a w płucach brakło jej powietrza. Dusiła się... a raczej oddychała czymś, co nie dawało jej ulgi, a wręcz przeciwnie - potęgowało cierpienie. Czuła się, jakby było atakowane jej serce, umysł i wola... Któż pragnie ją unicestwić? Och, wiele razy próbowano, ale ona zawsze miała ochronę - talizman od Mihauu'a. Teraz talizman podarowała Indze, sama czuła się bezpieczna i doskonale wiedziała, że ktoś lub coś próbowało zrobić Ingebordze krzywdę, więc co jej mogło szkodzić podarowanie medalionu? Gdyby wiedziała, ile razy dzienne były podejmowane próby ataku na nią, nie oddałaby medalionu, a jeśliby to zrobiła, postarałaby się lepiej chronić czarami własną osobę. Jednak stało się, jak się stało... Leżąc na zimnej, kamiennej posadzce powoli traciła świadomość...
[ Dodano: 15 Styczeń 2008, 17:52 ]
- Elu, przywróć Akinomce i Dushce pamięć... zasłużyły na to - powiedziała Malgala, sprzątając własne buirko. Ileż to papierów przybyło ostatnimi czasy! Gdyby tak wszystko mogło wrócić do normy... Ehh, marzenie...
Ela poszła do dziewcząt i wykonała prośbę Malgali. Postanowiła wrócić inną drogą, zaglądając przy okazji do Renati. Jednak nigdzie jej nie znalazła... to było co najmniej dziwne... A może Renati aż tak bardzo się tym wszystkim przejęła, że już jest przy biurku...? Postanowiła sprawdzić. I gdy tak szła przez tę część korytarza, do której miały być wstawione nowe pochodnie (notabene tydzień temu), prawie się potknęła o coś na podłodze.
- Kartony...! - mruknęła pod nosem - Ile razy powtarzałam Filipkowi, żeby kartony zanosił na strych! Jeszcze chyba z żadnym tam nie dotarł... Filipek! Gdzie jesteś?!
Na korytarzu panowała niemal idealna cisza... Po chwili z odległej części zamczyska Ela usłyszałą jakieś kroki.
- Nareszcie... - nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bowiem zza węgła wyszła Chiczi.
- Coś się stało? - zapytała. Najwyraźniej nie mogła nic dostrzec w mroku, bo cofnęła się i przyniosła z sąsiedniego korytarza pochodnię - A to co?! Kto to jest...?!
- Gdzie? - Ela miała tak głupią minę, że Chiczi mimo woli i chyba bardziej ze stresu niż z czegokolwiek innego się roześmiała. Wskazała nieruchomy kształt na podłodze. Jednak wkrótce śmiech zamarł jej na ustach, a źrenice rozszerzyło przerażenie. Mało brakowało, a upuściłaby pochodnię.
- Renati! - cicho krzyknęła, po czym spojrzała na Elę - Co się dzieje?
- Nie wiem...
Chiczi nie czekała na wyjaśnienia - czym prędzej pobiegła po Malgalę i całą resztę, przy czym nie omieszkała zrobić zamieszania.
Malgala odłożyła list, który czytała już dziesiątki razy. To nie były dobre wieści... Jednak warto wiedzieć, że coś takiego się dzieje. I oczywiście szkoda, że jej przyjaciółkę spotkał taki los... Gdyby móc tak jeszcze powiadomić Miwuesa... A może on już wie? W końcu jest najlepiej poinformowany... Jedyne, co ją jeszcze zastanawia, to miejsce jego pobytu. O, przeciez powinna być na zajęciach! Czarownice pewnie czekają... Właśnie, gdy chowała list, to do jej gabinetu wpadła Chiczi, krzycząc, że coś się stało Renati. Szybko pobiegła za nią.
...