Od zawsze chciałem być nauczycielem. Jako dziecko sam bawiłem się w szkołę, codziennie "przeprowadzając" lekcje, co niewątpliwie ułatwiło mi moją własną naukę. Swoją dorosłość wyobrażałem sobie tylko i wyłącznie po drugiej stronie biurka. Chciałem uczyć, prezentować, dyskutować, słuchać, pokazywać świat, zaskakiwać, układać sprawdziany, sprawdzać sprawdziany, organizować wycieczki, akcje, konkursy. Po godzinach, w ferie i wakacje chciałem pisać artykuły, książki, podręczniki, zbiory zadań. Uczyłem się bardzo dobrze, brałem udział w konkursach i olimpiadach, odnosząc mniejsze i większe sukcesy. W świadomości zawsze miałem to, że chcę być kiedyś dobrym nauczycielem - że warto się starać, aby kiedyś robić z satysfakcją to, o czym marzę. Tak było od szkoły podstawowej aż do końca studiów. I to marzenie nadal jest, ale ...
Chyba wszystkich nauczycieli smuci poziom wynagrodzenia w zawodzie. Mam wrażenie, że w ostatnich latach poziom wynagrodzeń w większości branż szybko rośnie, tylko pensje nauczycieli stoją w miejscu. Też macie to wrażenie, że nauczyciele zostają w tyle? Na początku XXI wieku to był chyba całkiem nieźle opłacany zawód (w porównaniu do innych). A jak jest dziś? Wydaje mi się, że nauczycieli wyprzedzają już niemal wszyscy. W Biedronce, w której robię zakupy widzę ogłoszenie: na dzień dobry 3000 zł brutto + premia. W Lidlu można dostać jeszcze więcej (ostatnio w Internecie widziałem artykuł, że dają nawet 4000 zł brutto). O porównanie do innych zawodów, w których, tak jak w zawodzie nauczyciela, liczy się wyższe wykształcenie i jakieś szersze umiejętności, nawet się nie pokuszę. Sam obecnie pracuję w miejscu, które można nazwać korporacją, wykonuję rzeczy, które nie dają mi satysfakcji, jestem okropnie sfrustrowany, ale w najsłabszych miesiącach zarabiam dwa razy więcej niż zarobiłbym jako nauczyciel stażysta. W najlepszym prawie trzy razy. Robię rzeczy powtarzalne, które mogłaby wykonywać małpa po krótkim przeszkoleniu. Nie chcę już tego robić, mam dość, nie umiem się zaangażować w tę pracę, bo wiem, że nie to chcę robić, marnuję swoją wiedzę i umiejętności, nie po to starałem się przez kilkanaście lat szkoły i studiów, aby dziś wykonywać takie rzeczy.
Mam wrażenie, że w ciągu dwudziestu lat, od kiedy sam zostałem uczniem i miałem okazję przypatrywać się pracy nauczycieli, status społeczny tego zawodu spadł dramatycznie, co mnie okropnie boli. Napawa mnie smutkiem, strachem i poczuciem porażki myśl, że wszystkie starania, jakie czyniłem zawsze ukierunkowane były w jednym celu: kiedyś będę nauczycielem, a dziś zawód ten jest nieszanowany, fatalnie opłacany, a przyszłość jest niepewna. Przecież dzieciaki też się orientują (od rodziców, z telewizji) ile zarabiają nauczyciele. I co sobie myślą? Porażka, masakra - nie warto być takimi jak oni, nie warto się uczyć, starać, to nie nie daje.
Z drugiej strony mam taki charakter, że trudno przystosowuję się do zmian, jestem wierny swoim przekonaniom, ideałom, marzeniom. Wierzę, że kasa w życiu nie jest najważniejsza, wiem, że powinienem robić to, co da mi satysfakcję i codzienną radość. Nie mniej jednak w dorosłym życiu trzeba myśleć szerzej, niż wtedy gdy jest się dzieckiem. Który bank da nauczycielowi z marnymi zarobkami kredyt na mieszkanie? Jak żyć? Jak pogodzić prawdziwe marzenie z realiami?
Chcę poznać Wasze odczucia. Czy nie macie wrażenia, że cały świat zapomina o Was? Jak do tego zawodu mają przyjść nowe, ambitne osoby, jeśli na dzień dobry dostają w twarz?