katty pisze:Przydałaby się za to nauka o religiACH.
I niektórzy nauczyciele religii o nich z ludźmi rozmawiają, traktując te zajęcia jako przedmiot szkolny o nazwie religia, a nie "katechezę"
Sam też pamiętam, że uczęszczając na katechezę -oczywiście wtedy to było poza szkołą- miewaliśmy rozmowy, czy dyskusje na temat innowierców, innego postrzegania Boga, czy bardzo uniwersalnych zasad moralnych.
Niestety wielu tego nie robi, stąd powszechne przekonanie, czy stereotyp, że lekcja religii to katecheza, "zaliczanie przedmiotu" poprzez uczestniczenie w mszach itd.
Religie świata, a chrześcijaństwo jest jednym z punktów treści podstawy programowej, jeśli się nie mylę.
haLayla pisze:vuem, może inaczej sformułuję swoją tezę. Nie widzę możliwości, by ten przedmiot poszerzał horyzonty w swej obecnej formule. Z doświadczenia wiem, że poza ludźmi, którzy autentycznie są zainteresowani wykładaną tam tematyką, to większość chodzi tylko dlatego, że albo są na etapie bierzmowania, lub potrzebują zaświadczenia z liceum na wypadek ewentualnego ślubu, lub traktują tę lekcję jako możliwość odrobienia zadań i pouczenia się na przedmioty w dalszej części dnia.
Tak się pewnie często dzieje, wiele zależy od nastawienia uczestników - tj. uczniów i prowadzącego zajęcia.
natomiast mnie chodziło o przedmiot ogólnie, sens jego prowadzenia.
Natomiast - obrazowo pokazując swe zdanie - nie można ucinać reki w przypadku zmiażdżenia nawet palca.
Tak więc spore tu widzę pole do popisu dla tych, co podstawę programową takich zajęć tworzą (nie ograniczanie się do decydentów z szeregów oficjeli kościoła) i sposobu ich przeprowadzania.
Niestety, gdyby popatrzeć na problem z punktu widzenia "typowych zajęć", to można odnieść wrażenie, że nie odbywa się to tak, jak by sobie tego człowiek życzył...choć i to sprawa względna, nasze gusta, czy oczekiwania mogą się różnić.