Nagana za nielojalność, czyli cenzura w szkole?
Piotr Żytnicki 2009-06-07, ostatnia aktualizacja 2009-06-07 18:41
Nauczycielka z liceum Sacre Coeur w Pobiedziskach walczy przed sądem o uchylenie nagany. Dostała ją za nielojalność. Bo na zebraniu rodziców ostrzegła, że szkoła nie przygotuje dobrze uczniów do matury. Proces toczy się w poznańskim sądzie pracy. Jednak nie chce o nim rozmawiać żadna ze stron. "Gazeta" dotarła do akt sprawy.
Nauczycielka angielskiego w należącej do zakonu Najświętszego Serca Jezusowego szkole pracuje od 10 lat. W opinii, jaką wystawiła jej siostra Maria Broniec, przełożona zgromadzenia i była dyrektorka szkoły, czytamy: "Z dużą odpowiedzialnością i sumiennością prowadziła lekcje. Jest postrzegana jako nauczyciel stanowczy i wymagający. Uczniowie przygotowani przez nią osiągali bardzo dobre i dobre wyniki na egzaminach końcowych. "Zachowała odrębność myślenia w sprawach wychowawczych, szukając dobra dziecka i przyczyn trudności wychowawczych."
Właśnie tej odrębności myślenia nie chciała wybaczyć anglistce dyrekcja szkoły. A poszło o zebranie z rodzicami, które odbyło się w styczniu tego roku, na którym nauczycielka mówiła o zajęciach z angielskiego. Od września - ze względu na kłopoty finansowe - w liceum zrezygnowano z uczenia tego przedmiotu z podziałem na grupy dla uczniów mniej i bardziej zaawansowanych. Niezależnie od umiejętności cała klasa miała lekcje razem. Anglistka powiedziała rodzicom, że w tej sytuacji nie może dać im gwarancji dobrego przygotowania uczniów do matury i że - jej zdaniem - zajęcia znów powinny odbywać się w grupach.
Słyszała to dyrektorka zaproszona na zebranie. Następnego dnia poprosiła anglistkę do swojego gabinetu i oświadczyła, że ta zachowała się nielojalnie wobec pracodawcy. Nauczycielka dostała naganę. Potem w piśmie do sądu dyrekcja szkoły tłumaczyła, że powinna ją nawet zwolnić, ale się na to nie zdecydowała, bo dotychczas pracowała ona nienagannie. Szkoła przekonuje, że z podziału na grupy rada pedagogiczna zrezygnowała już przed rokiem i anglistka wtedy nie protestowała. Co więcej - sama zagłosowała za planem nauczania, w którym taki zapis miał się znaleźć.
Ale w tle pojawia się jeszcze inny problem. W jednym z pism do sądu prawnik szkoły tłumaczy, że "negatywne dla pozwanej skutki publicznej krytyki są oczywiste, bo przełożą się na wielkość naboru w przyszłym roku szkolnym". Nauczycielka, która dzisiaj przebywa na zwolnieniu lekarskim, poszła na wojnę ze szkołą, ponieważ nie chciała pogodzić się z karą. Jej prawnik twierdzi, że "liceum zastrzega sobie prawo do cenzury". I argumentuje: "z zarzutu nielojalności wynika, że nauczycielka nie ma możliwości wyartykułowania swojego zdania na temat proponowanych przez szkołę metod nauczania". Jego zdaniem ostrzeżenie rodziców podczas zebrania nie było wyrazem nielojalności wobec szkoły, ale troski o dobro uczniów. I jeśli nabór do liceum będzie mniejszy, to tylko dlatego, że rodzice wręcz życzą sobie nauki angielskiego z podziałem na grupy, a jego brak jest zły.
W konflikcie pojawiają się też inne wątki. Gdy zlikwidowano podział na grupy, okazało się, że wyznaczona na lekcje angielskiego sala jest zbyt mała. Jest w niej 21 krzeseł, a uczniów - 24. Za każdym razem na pięciominutowej przerwie trzeba było przenosić stoły i krzesła. Raz w geście protestu anglistka poprowadziła lekcję w... holu szkoły. Innym razem sama szukała wolnej klasy. Wtedy nagany nie dostała, ale dyrekcja wróciła do sprawy po zebraniu rodziców i do listy zarzutów dorzuciła niewykonywanie poleceń.
Dyrektorka liceum Lucyna Białk-Cieślak (kurator oświaty za rządów Romana Giertycha) przez cały tydzień była dla nas nieuchwytna. W piątek jej sekretarka przekazała, że pani dyrektor nie porozmawia z "Gazetą". Co na to kuratorium? Jego rzeczniczka Aleksandra Rychlewska tłumaczy, że na lekcjach języka obcego klasę dzieli się na grupy, jeśli liczy ona więcej niż 24 uczniów. A w tym przypadku uczniów jest dokładnie 24, więc szkoła prawa nie łamie. A co z naganą dla anglistki? - Kurator nie będzie w tej chwili komentował tej sprawy - odpowiada Rychlewska. - Rozpatrywana jest przez sąd i to on dokona rozstrzygnięć kwestii spornych między dyrektorem i nauczycielem.