Witam
Dziś miałam koszmarny dzień, bo nie idzie się dogadać z wychowawczynią. Przyszedł do mnie uczeń na przerwie i mówi żeby go zwolnić z lekcji, którą będę mieć po przerwie, bo jest tylko on. A ja mówię, że nie mam prawa cię zwolnić ale jak chcesz to idź do wychowawczyni się zapytać. Po chwili wraca do mnie i mówi ze go zwolniła, ale ja mam w tym największy wybór. No to ja mówię że jak cie zwolniła to idź ale że ja go nie zwalniam. Ide do pokoju potem pogadać z wychowawczynią a ona na mnie z paszczą - żebym do niej uczniow nie wysylala po zwolnienia, ze ona nie moze go zwolnic i ze ja tez, nie moglam z nia dojsc do slowa. to znaczy ze uczen przeinaczyl mi wszystko i jej, dla wlasnej korzysci - poszedl do domu. teraz wszystko bedzie na mnie ze to niby ja go zwolnilam, tak powie wychowawczyni. a ona uwierzy swojemu uczniowi bardziej niz mi....taka dziwna kobieta. przeplakalam cale godziny teraz, ale kazdy mi mowi zeby sie nie przejmowac...przeciez przyszlosci nie da sie przewidziec. a myslalam ze z wychowawczynia pojdzie normalna rozmowa a tu wyszlo. co teraz mam zrobic? wpisze do dziennika ze go nie bylo, bo w sumie nie zostal zwolniony, taka dziwna sytuacja wynikla....no ale wtedy wychowa mi powie ze chlopak jej powiedzial ze ja go zwolnilam. a ona uwierzy dziecku - tai to czlowiek ze nie uwiezy nauczycielowi.