IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

tu rozmawiamy o wszystkim czasami poważnie, czasami z przymrużeniem oka

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Cytryn » 2011-04-22, 08:36

http://dzieci.pl/breedingAid,13343463,t ... tykul.html

I teraz wiem, czemu, kiedy pracowałam na wsi, zawsze mieliśmy gorsze wyniki z egzaminów niż dzieci miejskie...

adner
Posty: 455
Rejestracja: 2008-03-28, 19:16
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: podlaskie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: adner » 2011-04-22, 10:52

Ja myślę, że jest to bardziej kwestia stylu życia i wykorzystywania dzieci do niewolniczej pracy niż pestycydów(oczywiście chodzi mi o taką "tradycyjną" wieś, z polami i gospodarstwem). Gdy rodzice zamiast dbać o wykształcenie dziecka wolą dbać o wytresowanie parobka, kończy to się tak jak się kończy i potem trzeba wyrównywać szanse :)
As I kissed her goodbye I said, all beauty must die
And lent down and planted a rose between her teeth

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Cytryn » 2011-04-22, 11:21

Uczyłam na wsi, uczyłam w mieście.
Oczywiście nie wiem, ile wspólnego mają z tym pestycydy, ale obiektywnie rzecz biorąc, dzieci z miasta były bardziej lotne, inteligentne i zdolne niż te wiejskie. I na wsi zdarzały się dzieci bardzo zdolne, ale było ich o wiele mniej, niż w mieście( proporcjonalnie rzecz biorąc). To wychodziło nawet w testach na czytanie ze zrozumieniem, które bardziej przypominają test na inteligencję, niż test konkretnej wiedzy...Na wsi leżała umiejętność wnioskowania, czytania w kontekście czy nawet korzystania z podpowiedzi zawartych w samych pytaniach.
Był też większy problem z rozumieniem treści abstrakcyjnych, choćby odczytanie sensów przenośnych w wierszach. Dzieci wiejskie miały większą tendencję do dosłownego ich rozumienia, dzieci miejskie szybciej "łapały" symboliczne znaczenie danej treści.

Może też wpływ na to ma wykształcenie rodziców- na wsi w każdej klasie( tam, gdzie ja uczyłam) było dwóch-trzech uczniów mających rodziców ze średnim wykształceniem, reszta była po zawodówkach, szkołach podstawowych (pełnych lub nie). Rodziców z wyższym wykształceniem na całą szkołę może było dwoje...

Awatar użytkownika
Jolly Roger
Posty: 1650
Rejestracja: 2007-12-15, 18:34

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Jolly Roger » 2011-04-25, 10:37

Cytryn
Nie może, ale na pewno wpływ ma wykształcenie rodziców. Wykształceni rodzice dążą, żeby ich dzieci uzyskały przynajmniej podobne wykształcenie, będą "pilnować"swoich pociech i będą wiedzieć jak im pomóc w nauce.
We gonna ride the sea,
we pray to the wind and the glory
That's why we are raging wild and free

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Cytryn » 2011-04-26, 09:03

To czemu się karze nauczycieli za "brak wyników" i każe im pisać "programy naprawcze"? Nie dość, że o wiele ciężej pracujemy nad klasą, niż nauczyciel z miasta mający "lotnych uczniów", to potem jeszcze musimy "za karę" siedzieć po godzinach i tabeleczki wypełniać "co źle zrobiliśmy"? Kto to wymyślił?
A nauczyciel mający ucznia zdolnego, wygrywającego w olimpiadach ma "sukcesy"?
Taki zdolny uczeń potrafi uczyć się sam, korzystać z pomocy Internetu, innych ludzi, czyta książki itp..Wkład nauczyciela jest w sumie niewielki, zważywszy na warunki panujące w szkole.

Ostatnio zastanawiałam się, czym jest "sukces" w pracy "nauczyciela". Te durne stopnie awansu z całą pewnością nie są żadnym sukcesem, bo dyplomowanym może być każdy, to jest taki "papierowy sukces". Od kiedy uczę na wsi, nie mam żadnych wyników w nauce, każdy sprawdzian i egzamin leżą, cieszymy się, jak dwa standardy są spełnione
( sukces...? :?) i nie trzeba pisać kolejnego programu "naprawczego". Wychowawczo to raczej blado oddziałujemy na uczniów. Jak uczeń grzeczny "z domu", to "oddziałujemy", jak nie- to ma nas gdzieś. To grzeczne dziecko jest "sukcesem" rodziców, a nie nas, nauczycieli.
Wygrywane w konkursach wokalnych, recytatorskich...? Ech, wolne żarty...jaki to sukces...Raz pani radna z panem na emeryturze dadzą nagrodę Jasiowi, a raz Małgosi, choć niewiele się na tym znają, za to sukienka Małgosi im się podobała i fryzura Jasia. Takie "jury" w gminie najczęściej mamy...Jak już wiem, kto będzie w jury, to wiem, jaki mam robić repertuar, żeby jakoś trafić w gusta jury. A i to nie zawsze, bo( podsłuchane), "w tamtym roku I miejsce miała szkoła w Żabich Udkach, dwa lata temu, to teraz damy szkole w Ropuszkach, żeby się też cieszyli..."...A co- sprawiedliwość musi być! :P

Nie mam poczucia sukcesu od lat. Nauczyciel w ogóle może odnosić jakieś "sukcesy"? Ani awansować nie można( kolejnych "stopni awansu" nie odbieram w ogóle jako "awansowania i sukcesu"), ani premii za dobrze wykonaną pracę nie otrzyma...Trudno też określić, kiedy dobrze pracuje, a jak ma słabe wyniki, to za karę( choćby bardzo ciężko i dobrze pracował cały rok), dowala mu się papierów, bo suche fakty są, jakie są...Ech...

Chyba w każdej pracy ma się potrzebę odnoszenia choćby małych sukcesów od czasu do czasu?

jgdk
Posty: 21
Rejestracja: 2011-06-19, 17:39
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Fizyka
Lokalizacja: mazowieckie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: jgdk » 2011-06-27, 22:01

Mnie dla odmiany przerażają szkoły w mieście.

Sama wychowałam się na wsi i chodziłam do wiejskiej szkoły, a potem do liceum w małym miasteczku.
Pestycydy chyba do końca szarych komórek mi nie zżarły, bo skończyłam UW i zrobiłam doktorat z fizyki.

Obecnie mieszkam w mieście, przede mną wybór szkoły podstawowej dla synka.

Nasza rejonowa szkoła mnie przeraża. W normalnym roku 4 klasy na rocznik, w przyszłym jako, że ma być kumulacja roczników przewidują około 7 klas.
Ogromna szatnia przypominająca więzienie (kraty), mało przyjazne wnętrza i boisko.

Jak patrzę na współczesne podstawówki na wsiach do których jeździmy, to wydają mi się takie fajne, kameralne, bardziej przyjazne dzieciom.
Perspektywa chodzenia na zmiany i wychowawczyń, które mają po dwie klasy (bo gmina nie chce dać dodatkowych etatów z braku funduszy) oto co czeka mojego smyka.

Adriannn
Posty: 177
Rejestracja: 2011-05-14, 20:59
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: pomorskie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Adriannn » 2011-06-30, 10:02

Cytryn pisze:To czemu się karze nauczycieli za "brak wyników" i każe im pisać "programy naprawcze"? Nie dość, że o wiele ciężej pracujemy nad klasą, niż nauczyciel z miasta mający "lotnych uczniów", to potem jeszcze musimy "za karę" siedzieć po godzinach i tabeleczki wypełniać "co źle zrobiliśmy"? Kto to wymyślił?
A nauczyciel mający ucznia zdolnego, wygrywającego w olimpiadach ma "sukcesy"?
Taki zdolny uczeń potrafi uczyć się sam, korzystać z pomocy Internetu, innych ludzi, czyta książki itp..Wkład nauczyciela jest w sumie niewielki, zważywszy na warunki panujące w szkole.

Ostatnio zastanawiałam się, czym jest "sukces" w pracy "nauczyciela". Te durne stopnie awansu z całą pewnością nie są żadnym sukcesem, bo dyplomowanym może być każdy, to jest taki "papierowy sukces". Od kiedy uczę na wsi, nie mam żadnych wyników w nauce, każdy sprawdzian i egzamin leżą, cieszymy się, jak dwa standardy są spełnione
( sukces...? :?) i nie trzeba pisać kolejnego programu "naprawczego". Wychowawczo to raczej blado oddziałujemy na uczniów. Jak uczeń grzeczny "z domu", to "oddziałujemy", jak nie- to ma nas gdzieś. To grzeczne dziecko jest "sukcesem" rodziców, a nie nas, nauczycieli.
Wygrywane w konkursach wokalnych, recytatorskich...? Ech, wolne żarty...jaki to sukces...Raz pani radna z panem na emeryturze dadzą nagrodę Jasiowi, a raz Małgosi, choć niewiele się na tym znają, za to sukienka Małgosi im się podobała i fryzura Jasia. Takie "jury" w gminie najczęściej mamy...Jak już wiem, kto będzie w jury, to wiem, jaki mam robić repertuar, żeby jakoś trafić w gusta jury. A i to nie zawsze, bo( podsłuchane), "w tamtym roku I miejsce miała szkoła w Żabich Udkach, dwa lata temu, to teraz damy szkole w Ropuszkach, żeby się też cieszyli..."...A co- sprawiedliwość musi być! :P

Nie mam poczucia sukcesu od lat. Nauczyciel w ogóle może odnosić jakieś "sukcesy"? Ani awansować nie można( kolejnych "stopni awansu" nie odbieram w ogóle jako "awansowania i sukcesu"), ani premii za dobrze wykonaną pracę nie otrzyma...Trudno też określić, kiedy dobrze pracuje, a jak ma słabe wyniki, to za karę( choćby bardzo ciężko i dobrze pracował cały rok), dowala mu się papierów, bo suche fakty są, jakie są...Ech...

Chyba w każdej pracy ma się potrzebę odnoszenia choćby małych sukcesów od czasu do czasu?

Mam te same problemy i podpisuję się pod tym. Sama prawda... :(
Co do wykształcenia rodziców, to rzeczywiście: głównie zawodowe i podstawowe, czasem średnie, ale wyższe to już rzadkość. Ogólnie rzecz biorąc, to we większości ta młodzież w ogóle nie nadaj e się do nauki w szkole średniej, ale musimy ich uczyć i promować, żeby mieć pracę.

tecumseh
Posty: 171
Rejestracja: 2011-03-13, 21:59
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język niemiecki
Lokalizacja: podkarpackie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: tecumseh » 2011-06-30, 17:16

Cytryn&Adriann, co może być sukcesem?

Dużo ich może być, tylko trzeba umieć spoglądać z radością na swoją pracę.

Wymienię rzeczy ważne&nieważne, drobne&niedrobne, takie, które mnie się wydają sukcesami.

Gdy uczeń mów mi, że wreszcie coś zrozumiał z tego niemieckiego, nie tak jak w gimnazjum.
Gdy uczniowie wyrywają się, by pisać kartkówkę.
Gdy chcą iść na konkurs i idą i robią coś dodatkowego.
Gdy sami proponują, że przygotują lekcję. (i to robią)
Gdy mówią mi 3 razy dziennie dzień dobry, nawet jak nie znoszą niemieckiego i jedynki mają.
Gdy mówią, że ciekawe warsztaty były i w ogóle fajna prezentacja o Niemczech.
Gdy są zainteresowani wymianą i wizytą w Niemczech.
Gdy uczeń z indywidualnych, który zazwyczaj ma zahamowania i stany lękowe,nagle się otwiera i zaczyna gadać ze mną.
gdy inny uczeń z indywidualnych opowiada o swoim hobby i adminowaniu na forum jakiejś tam gry.
Gdy dawni studenci (choć już nie pracuję w NKJO od roku), zwracają się się ciagle z prośbami o pomoc/materiały/korektę tekstu itd (na magisterskich studiach będąc)
Gdy studenci, których uczyłem, mają ze mną kontakt po ukończeniu licencjatu i nieraz mówią, jak to w kolegium i na naszych zajęciach było sympatycznie, pozytywnie, ciekawie, i że na magisterskich już wykładowcy niekoniecznie mają do studenta takie dobre podejście.

P.S. Obecnie pracuję w technikum, nie jest to moja wymarzona praca, bo najlepiej pracuje mi się z dorosłymi/lub/i z osobami, które chca się uczyć, ale bez przesady z tą negacją.
Nieraz człowiek ma dosyć, nieraz popełnia błędy (ja ich popełniam pewnie dużo), ale dziwi mnie/drażni ta wasza maniera robienia totalnej tragedii z pracy w szkole, z uczniów bandy idiotów (nie są taką bandą, nawet jak takie wrażenie na nas sprawiają, wystarczy pogadać czasem z nimi indywidualnie, by zauważyć, że ten leniwy/przeszkadzający na lekcji jest całkiem fajnym człowiekiem ze swoimi zainteresowaniami/problemami/przemyśleniami itd), a z nauczycieli jakieś ofiary losu.

Pozdro.

Adriannn
Posty: 177
Rejestracja: 2011-05-14, 20:59
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: pomorskie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: Adriannn » 2011-06-30, 22:38

Oj wiadomo... są jakieś mniejsze czy większe sukcesiki, ale nie o to chodzi. Na kilkuset uczniów mam dosłownie kilku, z którymi można naprawdę na poważnie pracować - na poziomie szkoły średniej. Cała reszta, to powtórka szkoły podstawowej i gimnazjum. I nie tylko na moim przedmiocie, ja słyszę co się dzieje na innych przedmiotach, np. matematyce, to po prostu nie mogę uwierzyć. Kto to widział, w szkole średniej przerabiać materiał z 6 klasy podstawówki?

jgdk
Posty: 21
Rejestracja: 2011-06-19, 17:39
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Fizyka
Lokalizacja: mazowieckie

Re: IQ na wsi i w mieście- i wszystko jasne...

Postautor: jgdk » 2011-06-30, 22:46

A ja myślę, że to nie jest do końca problem dzieci ze wsi.

Nie oszukujmy się w mieście też większości dzieciom się nie chce :roll:.

Pochodzę z takiej prawdziwej wsi, z tym wykorzystywaniem dzieci bym raczej nie przesadzała. Widzę jak dużo się zmieniło odkąd ja byłam dzieckiem.
Wtedy dzieci naprawdę pracowały (choć ja się migałam udając, że mam codziennie klasówki :oops: ).
Teraz jak patrzę na moich siostrzeńców to zdecydowanie mają luźniej. A uczyć im się nie chce, bo to nudne :?. Nawet nie chcą, żeby im ciocia pomogła w lekcjach, bo jeszcze za dużo się nauczą a im tyle w szkole nie potrzebne (to słowa mojej siostrzenicy co do 1 klasy technikum chodziła w małym miasteczku).

Fakt, że jak zobaczyłam czego ona się uczy na fizyce to zdębiałam. Z obecnym programem fizyki ma to się nijak.
"Łatwo jest wychować łatwe dziecko, trudno - trudne"
Barbara Arska-Karyłowska


Wróć do „Pogaduszki”