Adriannn pisze:Liczby nie kłamią. Na autobus idę 4 minuty, potem jadę 15, potem idę z przystanku do pracy grubo ponad kilometr, jak nie dwa. To zajmuje ponad 10 min. Razem: 29 minut do pracy.
Powrót z pracy wygląda podobnie, tylko muszę doliczyć kilkadziesiąt minut czekania na autobus, który jeździ dość rzadko. Więc wychodzi 40 minut do godziny.
Staraj się zatem szukać pracy w szkole,która znajduje się pod Twoim blokiem.Może jak będziesz mieć 5 min piechotą do pracy,nie będziesz tak narzekać,a i jednocześnie nie będziesz musiał się tłumaczyć,dlaczego nie masz samochodu
Aleś Ty biedny..tylko Ty jeden na świecie jedziesz "aż" 29 min do pracy.
Ja 2 lata temu pracowałam w szkole,która była na drugim końcu miasta.Żeby na 8 dojechać do pracy,musiałam już 6.40 być na przystanku.Jechałam na dworzec główny i stamtąd przesiadałam się w drugi miejski autobus,którym jechałam bite pół godziny.Z samego przystanku miałam też jeszcze jakieś 10 min piechotką,nim przekroczyłam próg szkoły.O ile rano podróż do pracy trwała w miarę krótko,o tyle w drodze powrotnej niekiedy 1.5 godziny stałam w korkach i nie marudziłam,bo w moim mieście normalne jest,że ludziom mase czasu zajmuje dojazd do i z pracy.I samochodem w tym wypadku wcale nie byłoby jakoś krócej,za to więcej nerwów i zużyte paliwo.Próbowałam już praktykować dojazd autem do pracy i szybko porzuciłam ten pomysł.Auto stoi na parkingu i zazwyczaj jeżdzę nim gdzieś w weekend albo kiedy odwiedzam rodziców poza miastem.Też często w drodze do szkoły spotykam swoich uczniów i jeszcze żadnemu nie przyszło na myśl,by ze mnie szydzić,bo jeżdzę do pracy mpk
Być może mieszkasz w bardzo małym mieście,gdzie każdy każdego zna i zna też stan portfela,ale i tak wydaje mi się,że wyolbrzymiasz.Odnoszę wrażenie,ze zawód nauczyciela jest dla Ciebie powodem do wstydu,jakbyś wykonywał coś poniżej własnej godności.Nie chcesz być nauczycielem,dlatego tak właśnie to wszystko widzisz.Gdybym ja straciła lepiej płatną pracę i nagle by się okazało,że cały rok będę zmuszona pracować powiedzmy w polu z kapustą,też zapewne czułabym się niedowartościowana i marudziłabym,że nie mogę pod to pole zajechać samochodem
Adriannn pisze:Teraz samochodem: wsiadam pod blokiem, wyjeżdżam na główną i po 6-7 minutach jestem na parkingu szkolnym... Więc błągam... nie mów mi, że komunikacją kolektywną jest tak super i lepiej. Czasami jest, ale akurat nie w tym przypadku.
Wiadomo,też chciałabym,żeby wszystko było szybko, łatwie i przyjemnie..Też kiedyś tak marudziłam,ale życie prędko wszystko zweryfikowało.Idąc Twoim tropem,powinnam zaraz płakać,że np.do Krakowa muszę tłuc się pociągiem 4.5 godziny,zamiast wsiąść w samolot i teleportować się tam w ciągu godziny.Z tym,że akurat pociągami jeździć lubię.
Adriannn pisze:Co to moich straszliwych kompleksów i niesssamowitych wręcz wymagań takich jak mieszkanie albo najprostszy samochód: tak, prawda jest taka, że młodzież patrzy na takie rzeczy i jak widzi nauczyciela dygającego razem z nimi kilometr w kurzu, deszczu albo śniegu to wiedzą, że nie warto iść w tym kierunku. Sam patrzyłem przez taki pryzmat jak byłem uczniem. Stało się z chłopakami i komentowało kto czym jeździ - najlepszy samochód oczywiście zawsze miał ksiądz
Poza tym, ja niczego tutaj nie wymyślam, oni pytają mnie wprost ile zarabiam, jaki mam samochód, gdzie mieszkam. Gdybym im powiedział prawdę, to by chyba ryknęli śmiechem. Oni wyciągają znacznie więcej w wakacje.
Wydaje mi się,że jak już byś kupił ten"najprostszy" samochód,to szybko by się okazało,że też jest nieodpowiedni..,bo przecież jakiś uczeń może zajechać pod szkołę półterenówką i co wtedy
Moja pani od polskiego w liceum czasami zajeżdżała pod szkołę maluchem i jakoś nie pamiętam by ktoś z tego powodu ją wyśmiewał..Była wybitną specjalistką w swoim fachu,po stołecznym uniwerku i miała większe poważanie wśród uczniów niż pan od angielskiego,który coprawda jeździł wypasioną furą,ale był beznadziejnym nauczycielem i jak się później okazało również przestępcą,także nawet super samochód mu nie pomógł,bo się uczniowie na każdym kroku z niego wyśmiewali.A wracając do pani od polskiego..Po paru latach pracy w szkole,z biegiem czasu kupiła dobry samochód..,także jak to się mawia..nie od razu Rzym zbudowano
Cierpliwości..Ale takie jest to pokolenie,które wszystko by chciało od razu.Ja też tak wcześniej się zachowywałam.Ledwo skończyłam studia,a już płakałam,że chciałabym kupić mieszkanie.Ty za to jeszcze nawet chyba studiów nie skończyłeś,o ile dobrze wyczytałam,a już byś chciał wszystko mieć.Niestety nie jesteśmy drugą Irlandią i dorabianie w weekend nie wystarczy,by po paru miesiącach kupić sobie samochód,także pozostaje Ci albo zmienić zawód,a najlepiej założyć własną działalność(bo tylko wtedy najwięcej się dorobisz) albo wyjechać z kraju.
W ramach pocieszenia Ci powiem,że np.w Kanadzie absolwenci przez 2,3 lata pracują na 2gą zmianę i w weekendy często jako kelnerzy,czy inni kucharze,bo ta wymarzona praca od 8 do 16 jest bardzo słabo płatna i najzwyczajniej w świecie nie stać ich od razu na mieszkanie,czy samochód.Przez ten czas nabierają doświadczenia,robią też rózne kursy i dopiero wtedy zaczynają godziwie zarabiać.
Adriannn pisze:Bądź w trakcie studiów i znajdź lepszą pracę niż nauczyciel - będę gratulował. Nie znasz rzeczywistości.. co Ty możesz wiedzieć o realiach na rynku pracy. Masz 55 lat i jesteś nauczycielem...
O,tu się nie zgodzę.Moja koleżanka zaraz po licencjacie zaczęła pracę w banku przy obsłudze klienta niemieckojęzycznego(głównie odbieranie telefonów,uzupełnianie bazy danych itd)W 2007 płacili 2500 brutto na początek,więc to były całkiem dobre pieniądze.Kiedy zrobiła mgr,przenieśli ją do szwajcarskiej placówki
I to nie była praca po znajomościach,bo ja wysyłałam też zgłoszenie i nawet po jakimś czasie dzwoniono do mnie z zapytaniem o rozmowę kwalifikacyjną,ale koniec końców wylądowałam w innej placówce.
A,że ogólnie realia są jakie są,to każdy wie.I tak jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu.Pamiętam,w 2007 roku,kiedy kończyłam licencjat i chciałam się załapać gdzieś do szkoły, pensja nauczyciela mgr stażysty wynosiła jakieś 900 zł,a licencjata 700.Miejmy nadzieję,że jeśli znów Platforma wygra wybory,to nadal sukcesywnie będzie realizować podwyżki w oświacie.I tak,jakby nie patrzeć,jesteśmy jedyna grupą zawodową w budżetówce,która znów od września dostanie podwyżkę..lichą,bo lichą,ale grunt,że coś się dzieje i rząd powiedzmy o nas "nie zapomina"
Jako anglista,masz moim zdaniem o wiele więcej możliwości.Germanistom jest troszkę trudniej na rynku pracy.Teraz ponoć dobrze jest oprócz filologii obcej skończyć jakiś ekonomiczny kierunek.Tak,czy inaczej,możesz przecież dorobić dzięki korepetycjom albo w prywatnej szkole językowej.Pracujesz w szkole,więc zakładam,że kończysz studia zaocznie.W tygodniu zatem masz dużo czasu,żeby trochę podreperować budżet,oczywiście jeśli tylko chcesz.Ja po licencjacie zaczynałam już swoją przygodę z biurami tłumaczeniowymi.Niekiedy parę drobnych zleceń i masz naprawdę konkretne pieniądze...do tego praca w domu i odbieranie zleceń przez e-mail bądź tel.