Jestem niby doświadczonym nauczycielem, ale pierwszy raz miałem taką sytuację. I kl. gimnazjum, lekcja niemieckiego. Uczeń w połowie lekcji przesiadł się do kolegi, jak się okazało celowo, bo wyjął odtwarzacz i zaczął na spółkę z kolegą słuchać muzyki. Zwracam uwagę - nic, zero reakcji. Wyjmij słuchawkę z ucha - przecież ja nie mam żadnej słuchawki.
Jeden z innych uczniów, którzy obserwowali tę scenę powiedział - może pan mu odebrać sprzęt i po lekcji oddać (fakt, oprócz zakazu używania sprzętu nauczyciel też ma taką możliwość). Podchodzę do ucznia wyjmuję mu słuchawkę z ucha. Ten się wyrywa. Efekt? Popsute słuchawki. Klasa huczy. Pan popsuł słuchawki, teraz będzie musiał pan odkupić (piszę oczywiście bez niecenzuralnych epitetów, które też padły). Lekcja się skończyła, uczeń słuchawek nie odebrał. Nie wiem, czy mam jako pierwszy zawiadomić o incydencie (nie zrobiłem tego bo to była ostatnia lekcja, nie było wychowawczyni, pedagoga, dyrekcji), uprzedzając rodziców, którzy o ile wiem są bardzo roszczeniowi. Co robić? Czy mam płacić za to, że ktoś łamie prawo szkolne dla własnej przyjemności?