No tak. Zakończyłam pierwszy rok pracy w nowej roli. Niestety nie wszystko skończyło się różowo, jednemu czwartoklasiście musiałam postawić ocenę niedostateczną. Co przy okazji zrodziło we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości, dlaczego takie dzieci, które nie potrafią czytać (literuje słowa), pisać, nie znają tabliczki mnożenia - dlaczego trafiają do czwartej klasy? Czy nie lepiej byłoby, gdyby powtarzały klasę na wcześniejszym etapie edukacyjnym? Czy czwarta klasa jest właściwym miejscem na uczenie czytania? (Chłopiec z dysleksją, w normie intelektualnej, zaniedbany edukacyjnie w rodzinie). Trochę jestem rozżalona, że padło na mnie i że musiałam znosić nieprzychylne spojrzenia i komentarze (że krzywdzę biedne dziecko, bo jako początkujący nauczyciel jeszcze nie znam życia, a nawet że nie mam sumienia). Czy moje sumienie ma mi pozwolić wypuścić ze szkoły analfabetę? To jak on sobie dalej w życiu poradzi?
Jeden pozytywny efekt mojej decyzji już zobaczyłam. Tak jak wcześniej nie widziałam mamy dziecka na oczy, tak w ciągu ostatnich dwóch tygodni spotkała się ze mną trzy razy. Pozałatwiałyśmy trochę razem z panią pedagog i mały będzie miał w wakacje studenta wolontariusza, który mu pomoże. Wybrałam chłopcu na wakacje prościutką lekturę z półki moich dzieci, o, taką:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/253242/arystoteles
Przynajmniej będzie mógł powiedzieć, że całe wakacje czytał Arystotelesa
Żartuję, ale ciężko mi na sercu. Mam nadzieję, że jakoś oderwę myśli i nie będę się denerwować tym egzaminem przez całe wakacje.
Jeśli macie jakieś doświadczenia z takimi egzaminami i chcecie się podzielić, to chętnie przeczytam każde słowo.