Postautor: Grunt » 2016-06-30, 12:10
A ja jestem na IV roku polonistyki (spec. nauczycielska). Studiowałem, mając nadzieję, że uda mi się znaleźć pracę w moim byłym liceum, bo lada rok jedna z polonistek odchodzi na emeryturę. Miałem już nawet rozmowę z panią dyrektor w tej sprawie. Jaki jest skutek „dobrej zmiany”? Pani dyrektor – jak my wszyscy – nic jeszcze nie wie, ale podejrzewa, że prawdopodobnie organ prowadzący zobowiąże ją do zatrudnienia zwalnianych nauczycieli z gimnazjów. Nie ma się co łudzić, część pójdzie do szkół powszechnych (jak to trąci dwudziestoleciem międzywojennym!), część do nowych liceów, ale dla trzeciej części nie będzie pracy, nie ma szans. Rozmawiałem z zaprzyjaźnionym dyrektorem szkoły podstawowej, który powiedział mi: „To jest tak z tą zmianą, że jeżeli mój historyk ma pół etatu, to w pierwszej kolejności zapewnię jemu etat, ewentualnie godzinami, które zostaną, mogę obdarzyć nauczycieli gimnazjalnych”. Tak będzie!
Ja oczywiście kieruję się w znacznej mierze egoistycznymi pobudkami (zwalniani nauczyciele gimnazjum zajmą miejsce, na które sam chciałem wskoczyć), ale gdyby przyjrzeć się argumentowi, że to dla dobra dzieci, to przecież to jest idiotyczne. Prawda jest taka, że nikt nie przedstawił dowodów na to, że powrót do 8-letniej podstawówki i 4-letniego liceum (lub 5-letniego technikum) spowoduje, że z nieznośnych staną się oni aniołkami. Nie ma naprawdę gwarancji, że źle zachowujący się uczeń II klasy gimnazjum jako uczeń VII kl. SP zachowywać się będzie lepiej. Owszem, tak może być, ale może być również odwrotnie. Każdego ucznia trzeba traktować indywidualnie, za każdym idzie inna historia i najgorsze, co można robić, to wrzucać wszystkich do jednego worka.
Szkoda mi tego, co wypracowały 6-letnie podstawówki oraz 3-letnie gimnazja i licea. Zbudowały one swoją tożsamość, którą teraz przyjdzie im budować na nowo, a czy znajdzie się tam miejsce dla takich jak ja (nie widzę siebie w innym zawodzie, uwielbiam pracę w szkole)? Przy całej mojej miłości do nauczania mam niestety wątpliwości.
Jedyne, co chciałbym zmienić, to kształcenie w szkołach ponadgimnazjalnych, które rzeczywiście się pogorszyło, gdy weszła w życie tzw. nowa podstawa programowa (od roku 2012). Tu rzeczywiście widziałbym pole do zmian, ale nie na taką skalę, jak to się dzieje obecnie, spowoduje to za dużo chaosu.
Mydlenie oczu opinii publicznej, co nieustannie czyni min. Zalewska, jest godne pogardy. Często powtarza w wywiadach, że gimnazja to fikcja, że w większości funkcjonują one jako zespół szkół (SP+GIM). Nawet jeśli, to zabiera temu zespołowi jeden rocznik, co oznacza zwolnienia. Tak naprawdę chodzi chyba tylko o to, aby przywrócić czteroletnie liceum… o nic więcej. PRL bis (tzn. PiS).
I szczerze mówiąc, przykro, że to środowisko nauczycielskie jest takie niesolidarne. Nie wolno generalizować, ale licea (podobnie jak podstawówki) cieszą się w przeważającej większości, bo przybędzie im oddziałów, a to, że ucierpią na tym gimnazja, c’est la vie! Powinniście już dawno stać tłumnie przed sejmem i protestować, ogłosić strajk 1 września i nie rozpocząć roku szkolnego, zagrozić, że jeśli ministerstwo nie wycofa się z proponowanych zmian (na taką skalę), zastrajkujecie w dniu egzaminów (gimnazjalnych, maturalnych). Niestety to marzenia nie do spełnienia w tym środowisku, pani Zalewska doskonale to wie, dlatego idzie z podniesioną głową i zaczyna orkę. Ubolewam nad tym bardzo!
Ja mówię TAK zmianom w oświacie, ale nie w takim charakterze! Naprawiajmy, co jest do naprawienia, nie rewolucjonizujmy!