Dzień dobry Państwu,
jestem mamą 8 latki, która poszła do I klasy mając niespełna 6 lat. Jest dziewczynką nieśmiałą, ale właściwie tylko wobec dorosłych, z dziećmi nawiązuje dość szybko relacje, w grupie dzieci potrafi rządzić, kierować zabawą. Przez trzy lata mieliśmy wychowawczynię, która nie nawiązuje właściwie żadnych kontaktów z dziećmi, poza niezbędne minimum. Przynajmniej tak jest w przypadku naszym i córki. Pytania na zebraniach były zawsze zbywane, pani twierdziła, ze nie mamy się czym martwić,a córka radzi sobie lepiej niż dzieci które są o rok nawet starsze.
W marcu dostałam smsa od pani, ze chce mnie widzieć na dniu otwartym i że "niepokoi się" zachowaniem córki. Owszem ostatnio kiepsko idą jej sprawdziany z języka polskiego (jest mało wygadana, niepoprawnie składa zdania, buduje proste wypowiedzi itp.) jesteśmy tego świadomi i próbowaliśmy w tym kierunku zachęcać córkę do rozwoju poprzez czytanie książek, próby opowiadania itp. Niestety dochodzi do tego czas sprawdzianów (np. piątek ostatnia lekcja gdy córka jest już zmęczona) oraz fakt, ze są one zapowiadane np. 2 dni wcześniej i do tego multum pracy domowej. Na dobrą sprawę nie ma czasu żeby przysiąść i się nauczyć.
Pani podczas spotkania zareagowała agresywnie, denerwowała się i zamiast o ocenach skupiła się na zachowaniu dziecka. Twierdzi, że córka sama się zgłasza do odpowiedzi i ma świetny kontakt z innymi dziećmi, ale gdy nauczyciel ją wywołuje do odpowiedzi córka jest zestresowana, nie odpowiada na pytania, zaczyna się nieraz trząść ze strachu. Przez trzy lata nauczycielka ani razu nie pisała do nas, nie próbowała rozmawiać z nami mimo iż informowałam ją, że chodzimy na specjalne kursy teatralne które mają pomóc dziecku się otworzyć. Na moje pytanie do córki czy sytuacje opisane przez nauczycielkę są prawdziwe dziecko potwierdziło, ale powiedziało, ze boi się wychowawczyni, bo ona krzyczy gdy ktoś odpowie źle, więc jak nie wie to woli nie odpowiadać.
Od miesiąca czekamy teraz na opinię, Pani nalega na jak najszybsze zapisanie córki do poradni. Sugerowała, że najchętniej to by zostawiła córkę na drugi rok w III klasie, ale nie może tego zrobić, bo jej przepisy nie pozwalają. Oceny zaczęły wpadać coraz gorsze, córka cieszy się gdy pani jest na zwolnieniu, niechętnie idzie do szkoły gdy wie, że wychowawczyni jest. Pani sugeruje, ze powinniśmy "mieć papierek" wtedy dziecko jest ulgowo traktowane na pytanie o jaki papierek chodzi odsyła do poradni.
Od początku nauczycielki nie lubiłam, przyznaje to szczerze. Kilka razy złapałam ją na kłamstwie, niekompetencji i nieodpowiedzialnych zachowaniach (np. zwolniła córkę z lekcji mimo braku jakiegokolwiek kontaktu ode mnie czy męża - coś się pani ubzdurało, wiec kazała córce wyjść z lekcji).Nie chcę się z tą babą kłócić, wiem też że jest mściwa i boję się, że teraz wyładuje się na mojej córce. Wcześniej chciałam doczekać do czerwca i mieć z głowy, ale ta nagła "troska" po 3 latach, skierowanie do PPP to mnie podłamało. Proszę o jakieś wskazówki, co byście Państwo zrobili na moim miejscu.