Postautor: Ingeborga » 2008-02-15, 20:29
Wyniósł się na jakąś nikumu jeszcze w tamtych czasach nieznaną planetkę. Założył ogród i pięlęgnował go. Oczywiście nie raz i nie dwa zjawiał się nad Ziemią w postaci orła, niejeden raz szybował nad Czarcim Siołem i czuwał z daleka nad Nią. Widział Jej drobną z takiej wysokości postać, gdy biegała po trochę zarośniętej łące, ucząc młode czarownice latania. Początkowo sama wszystkiego doglądałą, potem widywał Ją coraz rzadziej. Najwyraźniej piastowała już jakąś ważniejszą funkcję. Potem on umarł, a właściwie zginął. Był tak dumny i pewny siebie... wyzwał na pojedynek przeciwnika silniejszego od siebie i zginął. Ale wtedy Mihauu już nie mógł do nie wrócić. Było za późno, żeby mógł jeszcze cokolwiek zrobić. Ludzie zaczęli tłumnie przybywać na planetę i musiał udawać ogrodnika, który był tam od zawsze. Mówiono, że przybył z odkrywcami planety. Nie zaprzeczał. Po cóż mieli wiedzieć, że przybył tam znacznie wcześniej, niż oni?
Był od Niej "trochę" starszy, także i czas zaznaczył na jego obliczu ślady. Czasem odnosił wrażenie, że to nie on się starzeje, a planeta działa tak na niego. Nie, nie planeta... to tęsknota. Tęsknota za tą, którą stracił dawno temu. Jak dawno? Nie wiedział. Stracił poczucie czasu, samotny wśród tylu ludzi, którzy przewijali się przez tę planetkę. Samotny... dawno postanowił, że nie wróci. Ale to nie przeszkadzało mu w czuwaniu nad ukochaną... w pomaganiu Jej z tego miejsca, w którym się znajduje.
Gdy wreszcie Inga opuściła pospiesznie jego mały domek, spiesząc do Renati, odczekał, aż zniknie z pola widzenia. Wtedy grube, niemęskie łzy zaczęły płynąć po jego twarzy. Uderzył swoją dużą, spracowaną pięścią w stół. Och, jak mógł przestać nad Nią czuwać?! To przez niego... ale jak to możliwe?! Przeież podarował Jej amulet, taki medalion, który zabezpieczył wszystkimi sobie znanymi sposobami, nie szczędząc darów starożytnej magii - Miłości. Ileż zaklęć tajemnych wyszeptał, zbierając odpowiednie składniki...! Ileż godzin wlewał weń swojąmiłość w postaci magicznych wywarów zmieszanych z jego krwią...! Czy mało zrobił, żeby Ją ochronić? A jednak... a jednak nie udało mu się. Czuł z tego powodu ogromny żal do siebie i całego świata. Jeśli jest tu ktoś winny, to tylko on! Zamienił się w orła i pofrunął. Musi być teraz przy Niej, jeśli chce cokolwiek naprawić, musi tam być!
[ Dodano: 18 Luty 2008, 21:32 ]
Tymczasem w zamku czarownice, według przepisu przygotowywały eliksir.
- To jeden z najtrudniejszych eilksirów, jakie dotąd miałam okazje robić - stwierdziła Girena, a kto, jak kto, ale ona naprawdę znała się na eliksirach.
- Jeszcze brakuje nam ostatniego składnika - powiedziała Malgala.
- Nadchodzi Inga! - ucieszyła się Chiczi. Istotnie, łąką od strony lasu szła, a raczej biegła Inga. Z daleka wymachiwała ręką, w której niewątpliwie trzymała fiolkę z ostatnim składnikiem.
- Przyprowadźcie ją na zewnątrz! - krzyczała. Po chwili Renati siedziała sobie spokojnie na dużym kamieniu. W tej samej chwili Wszyscy dostrzegli jakiś cień. Był tak ogromny, że nie widzieli jego granic, co uniemożliwiało sprawdzenie, kogo lub czego to cień. Chiczi spojrzała w niebo.
- Zobaczcie! - wskazała orła, który szybował wysoko, wysoko i zataczał coraz węższe kręgi nad Renati. Inga spojrzała nań badawczo.
- Kim jesteś i czego poszukujesz? - zapytała telepatycznie.
- Jestem tu, gdzie powinienem być. Tu jest teraz moje miejsce. - usłyszała znajomy głos.
- Mihauu? - zaskoczona Inga prawie upuściła fiolkę z jego krwią.
- A kogo się spodziewałaś?
Nie odpowiedziała. Rozejrzała się za kociołkiem, podeszła do niego i wlała zawartość fiolki. Eliksir wzburzył się gwałtownie i zmienił barwę. Wzięła chochlę i przemieszała w kociołku siedem razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Odczekała dokładnie minutę i przemieszała zawartość jeszcze dwa razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.
- Dobrze, eliksir jest już gotowy, - wlała go do kubka i podała Renati - pij.
- Jak się czujesz? - zapytała po chwili Malgala.
- Czy ja wiem? Wszytko jest mi obojętne...
- Co ja źle zrobiłam?! - Inga spojrzała na Renati z przerażeniem.
- Może źle wymieszałaś? - podsunęła Chiczi.
- Gdzie popełniłam błąd? - zapytała gorączkowo Mihauu'a.
- To ja popełniłem błąd - odpowiedział - i to dawno, dawno temu...
- Musimy coś zrobić! Jak można żyć bez uczuć?! - Inga aż spojrzała na orła. Ten zaczął lądować. Powoli, coraz wolniej i wolniej sfruwał z przestworzy. Kiedy dotknął piórami ziemi, zmienił się w człowieka.
- Ojej! - pisnęła Chiczi - Kto to jest?
- Mihauu - przedstawił się mężczyzna, podając rękę Malgali i wszystkim innym czarownicom po kolei.
- Czy da się coś jeszcze zrobić? - zapytała Inga - Myślałam, że to jest wszystko, co trzeba zrobić...
- Och, nie... to najwyraźniej działa trochę inaczej. Cóż... przepis na ten eliksir można znaleźć tylko w "Napoju bogów", tom II. Myślę, że jedyny egzemplarz, jaki się zachował jest w dziale ksiąg niedozwolonych - mruknął bez entuzjazmu.
- Jest jeszcze jedno wytłumaczenie - powiedziała żywo Ingeborga - na któryś ze składników została kiedyś rzucona klątwa...
- Tak, ale nie wiemy, jaka i nie mamy antidotum - dorzuciła przytomnie Malgala.
- Ja myślę... myślę, że jest jeden sposób. Trzeba rzucić na ten eliksir pewne zaklęcie... przy czym to nie może być pierwsza lepsza osoba... Formułka brzmi Reddera
- Ingo, masz rację! I masz również rację, mówiąc, że to nie może być pierwsza lepsza osoba - przy ostatnich słowach Malgala spojrzała znacząco na Mihauu'a. Wtedy on wziął od Ingi kubek w obie dłonie.
- Reddera - wyszeptał i podał go Renati - proszę, wypij to.
Renati wzięła od niego kubek obojętnym ruchem i zbliżyła do ust. W tej chwili spojrzała mu bacznie w oczy. Wypiła zawartość i przymknęła je. Po chwili otworzyła je z powrotem i jeszcze szybciej zamknęła.
- To ja... - powiedział powoli i wyraźnie - Mihauu...
- Wiem... co tu robisz?
W odpowiedzi porwał ją w ramiona i zaniósł do zamku. Renati zanosiła się śmiechem i próbowała mu się wyrwać, ale bezskutecznie.
- Udało się! - ucieszyła się Chiczi.
- Tak... ale pamiętaj: nie róbcie na razie żadnych eliksirów.
- Jasne - odpowiedziały zgodnie, jednocześnie szeroko się uśmiechając.
[ Dodano: 20 Luty 2008, 22:10 ]
Chiczi postanowiła wreszcie zajrzeć do tych książek o aperiremencji. Po kolacji poszła do swego pokoiku i wyciągnęła jedną spod łóżka – „ Aperiremencja od podstaw ”.
Wstęp przerzuciła dość obojętnie, bez czytania. Od razu zabrała się za pierwszy rozdział.
„Podstawy aperiremencji nie są zbyt trudne dla kogoś, kto potrafi posługiwać się magią. Najważniejsze w aperiremencji jest skupienie.”…. – po tych słowach Chiczi czym prędzej przerzuciła strony, aż do rozdziału ósmego.
„Oczywiście, musimy liczyć się z tym, że osoba, której myśli pragniemy podejrzeć, wyrzucie intruza ze swego umysłu. Działają tu silne bariery. Jednakże oprócz tych barier możemy powstrzymać intruza wolą, swoją własną wolą. Najsłabsze nasze bariery są podczas snu, dlatego warto przed snem dodatkowo się czymś ochronić przed atakami potencjalnego wroga.”
- Może spróbuję? – pomyślała Chiczi – Niektórzy już śpią…
Ostrożnie wyszła z pokoju i skierowała się w stronę jadalni. Większość czarownic skończyła kolację wtedy, kiedy i ona odeszła od stołu, ale Chiczi doskonale wiedziała, że są również takie, co jeszcze są w jadalni. W środku siedziały już tylko: Inga, Renati, Malgala i Girena. Po chwili Chiczi spostrzegła, że Renati opiera się na ramieniu Mihauu’a. Całe to towarzystwo dość żywo, jak na tę porę dnia, rozprawiało o czymś. Parę minut później Girena i Malgala wstały i skierowały się do wyjścia. Chiczi gwałtownie odskoczyła od drzwi i schowała się za dużą donicą z jakimś zielskiem, które tu przywlokła Malgala w obawie przed mrozem.
- …ale zauważ, że teraz oddamy je później, niż to zwykle bywało – Malgala poklepała Girenę po plecach – ostatnim razem musiałyśmy przygotować je do serwisowania już po miesiącu, a teraz minęło… czekaj… raz, dwa…. cztery, pięć miesięcy. Nie ma na co narzekać.
- Kiedy uczyłyśmy Renati i Ingę, oddawało się je nie częściej, niż raz na rok. Ta młodzież jest jakaś inna…
Gdy czarownice wreszcie przeszły, Chiczi wyskoczyła zza donicy i znowu zbliżyła się do drzwi.
- To ja już pójdę spać – szeroko ziewnęła Inga – jeśli jutro mam to zrobić… - wstała i obrzuciła zmęczonym spojrzeniem parę siedzącą na kanapie przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień. Pozbierała ze stolika przed sobą jakieś książki i skierowała się do wyjścia. Chiczi uważnie obserwowała, jak Inga wychodzi drzwiami po drugiej stronie sali i zamyka je starannie za sobą. Kto zaśnie?
- Ale mam szczęście! Niewiarygodne! – pomyślała, gdy zasnęli oparci o siebie. Starając się nie skrzypieć drzwiami, weszła cichutko do pomieszczenia. Chwilę odczekała – a nuż się które obudzi? Jednak nic nie wskazywało na to, żeby którekolwiek miało się obudzić, ani też nic nie uprzedzało, że ktoś może tu wejść. Stoły były już posprzątane, podłoga też. Podeszła do Renati i delikatnie dotknęła jej ramienia ręką. Ta tylko westchnęła i lekko się poruszyła.
Chiczi przymknęła oczy, intensywnie myśląc o tym, żeby wkraść się niepostrzeżenie do umysłu i wspomnień Renati. Skupiła się tylko na tym jednym pragnieniu. Pod zamkniętymi powiekami ujrzała wysokie, dębowe wrota i siebie przed nimi. Nacisnęła więc klamkę, tak ładną, ozdobną, jakiej jeszcze nie widziała. Wrota uchyliły się z cichym skrzypieniem. Chiczi weszła do jakiegoś pomieszczenia. Nagle poznała - przecież to był korytarz zamkowy, ten przy pochyłej wieży! Odwróciła się, by się rozejrzeć dokoła. Za jej plecami o ścianę opierała się Renati. Ale jaka Renati! Śliczne, kasztanowe włosy opadały jej luźno na ramiona, nie tak, jak teraz - spięte w ciasny kok. Brązowe oczy były pełne smutku, a na rzęsach wisiały maleńkie kropelki - łzy. Lekko zaróżowione policzki dodawały jej jeszcze uroku, ale cienie pod oczami ukazywały, że wielu nocy nie przespała. Twarz jeszcze lśniła od łez, gdy w głębi korytarz rozległy się kroki. Oczom Chiczi ukazał się przystojny mężczyzna, na pewno starszy od stojącej obok o jakieś 10-15 lat. Jego peleryna podróżna lekko powiewała. Pogwizdywał jakąś wesołą melodię.
- Cześć Renatko! Ejj, no... co się stało? - objął młodziutką czarownicę ramieniem.
- Wyjeżdżasz, prawda? - zapytała, podnosząc nań wzrok.
- Czy to teraz ważne? Ciesz się, kochana, że zdałaś wszystkie egzaminy. Masz teraz uprawnienia wykładowcy!
- I cóż z tego? Teraz dla mnie się liczy tylko to, że mnie opuszczasz!
- Ależ ja Cię wcale nie opuszczam! Muszę tylko wyjechać... dostałem ważną misję - miał minę zbitego psa.
- Najlepiej nic nie mów... - Renati znowu zaczęła płakać.
- Hej... wrócę...
- Idź! Nie chcę Cię znać! - odepchnęła go od siebie, gdy chciał ją pogładzić po włosach - Nic nie mów! Z tej drogi nie ma powrotu...
- Ale ja wrócę. Dla Ciebie - cmoknął ją lekko w policzek, odwrócił się i nim łopot peleryny ustał, już go nie było.
Chiczi chciała pocieszyć płaczącą, ledwo ją jednak dotknęła, znalazła się gdzie indziej. Tym razem w sali jadalnej.
Właśnie do środka wszedł jakiś chłopak. Zaczął szukać kogoś wzrokiem na sali i po chwili jego twarz się rozpromieniła w uśmiechu. Pokiwał ręką komuś. Chiczi podążyła za jego wzrokiem. Stała tam Renati i uśmiechała się w jej stronę. Jednak Chiczi doskonale wiedziała, że Renati patrzy na osobę za nią.
- Cześć.
- Cześć. Co tak późno? Zaraz zaczynamy zajęcia.
- Och... miałem małe problemy z dotarciem...
- W porządku. Po prostu pomyślałam sobie, że możesz nie zdążyć na śniadanie i pójdziesz głodny wykładać celtycie runy...
- Spokojnie... dziewczyno, nie martw się o mnie. Mihauu mówi, że wkrótce wróci - zmienił temat, połykając jednocześnie duży kęs kanapki.
- Taaak? To masz z nim kontakt? A ja?! Ty jesteś tylko jego kuzynem, a ja... - urwała w połowie zdania i przeniosła się drugi koniec stołu. Jakieś 5 minut później wszyscy wstali i zaczęli rozchodzić się do klas. Nie zdążył już jej złapać.
Chiczi wzięła głęboki oddech i pomyślałą, że woli zobaczyć coś innego. Jednocześnie przeniosło ją na polankę przed zamkiem. Już za drzewami rozpościerało się boisko do latania. Nad boiskiem śmigały młode adeptki na miotłach, jednak Renati nie zwracała na nie uwagi.
- A, to tu jesteś... - odezwał się z ulgą jakiś męski głos. Chiczi zobaczyła tego samego chłopaka, co poprzednio, tylko że teraz był nieco starszy. Wyglądał na rówieśnika Renati siedzącej pod drzewem.
- A gdzie powinnam być?
- Czy ja wiem... wiesz, że Cię kocham. Martwiłem się.
Renati spłonęła rumieńcem.
- O mnie nie musisz się martwić - powiedziała wyniośle.
- Mogę, a nawet powinienem. Jeśli się o kogoś martwi, gdy ten ktoś jest smutny, to znaczy, że się go kocha.
- Niekoniecznie...
- Dość - pomyślała Chiczi. Natychmiast znalazła się znów w zamku. Pogoda była brzydka, padał deszcz, na domiar złego widziała, że zamek jest atakowany przez jakieś istoty, które wyglądały trochę jak ludzie, a trochę, jak niedźwiedzie. Z lekcji o magicznych stworzeniach Chiczi wiedziała, że to berserkowie. A z lekcji o historii czarów, że właśnie ma miejsce atak na twierdzę Czarcie Sioło, rok 1990. Rozjerzała się. Gdzie tu jest Renati? Po chwili dostrzegła ją w tłumie walczących. Widziała, jak czarownica miota zaklęcia we wszystkie strony, widziała, jak odpiera ataki tak, jakby miała oczy dokoła głowy. Przyglądała się walce z zapartym tchem. Właśnie zauważyła na palcu Renati cieniutką, srebrną obrączkę. I zuważyła coś jeszcze - że Renati grozi śmiertelne niebezpieczeństwo - jeden berserk zbliżył się do niej niezauważony z wielką kłodą w łapskach. Zamachnął się i ...
- Renati!!! Uważaj!!! - z piersi Chiczi wydarł się krzyk. Jednocześnie to samo krzyknął mężczyzna walczący w pobliżu, jednak on zrobił coś więcej... rzucił się, zakrywając swoim ciałęm ukochaną. I to on zginął od strasznego ciosu, nie ona. Renati zapomniała, że wokół niej toczy się walka. Upadła przed nim na kolana i zaczęła płakać.
- Nie płacz... - powiedział umierający - umieram tylko dlatego, żebyś Ty mogła żyć - jego oczy zgasły.
- Nie... - wyszeptała Chiczi. Wróciła. Popatrzyła na Śpiącą i pogłaskała ją po twarzy - biedactwo...
Podeszła do Mihauu'a. Spróbowała wtargnąć do jego umysłu. Coś takiego! Znowu stanęła przed drzwiami, tylko że te był proste, mocne i tak zwykłe, jak tylko zwykłe być mogły drzwi. Nacisnęła zwykłą klamkę i weszła do środka. Niebawem zobaczyła, że jest w lesie, a przed nią idzie Mihauu i Renati, trzymają się za ręce.
- Proszę, weź to ode mnie. Ten amulet ochroni Cię przed wszystkim - Chiczi ujrzała znajomy amulet, ten, który Renati zawsze miała przy sobie. Stwierdziła, że to nie jest za ciekawe i przeniosła się do innego miejsca w jego umyśle. I znów zobaczyła ich razem. Jednakże teraz on stał przy oknie, trzymając Renati za ramiona. Wyrywała mu się i krzyczała.
- Nie chcę! Chcę, żebyśmy byli razem! Dlaczego mi to robisz?!
- Ciiii... nie będziesz ze mną szczęśliwa... i masz tylu przyjaciół. Muszę. Już nie wrócę. Nie tym razem. Pragnę Twego szczęścia. Żegnej, moja kochana Renatko - i tak, jak kiedyś cmoknął ją w policzek i gdzieś się ulotnił.
- Nie Ty decydujesz, co jest dla mnie dobre!!! Nie Ty decydujesz, kiedy mam być szczęśliwa!!! Nienawidzę Cię, Mihauu!!! Zrywam z Tobą! - zawyła. Zaniosła się płaczem. Chiczi się wycofała. Zobaczyła jeszcze krótką migawkę, kiedy to Mihauu podglądał z daleka Renati, która już wyglądała lepiej. Śmiała się i rozmawiała tym, co był prawdopodobnie jej mężem - oboje mieli identyczne srebrne obrączki. Mihauu wyglądał na nieszczęśliwego, a jednocześnie widać było, że się cieszy ze szczęścia swojej Renatki. Gdy ta migawka się skończyła, Chiczi znalazła się w jakimś pokoju. Była noc, Renati spała na łóżku. Chiczi zdziwiła się, jednak po chwili trochę się uspokoiła - znalazła w swoim polu widzenia Mihauu'a. Był za szybą, a z ruchu jego warg wyczytała takie oto słowa:
- Ostatni raz przyszedłem sprawdzić, czy wszystko u Ciebie jest OK. Żegnaj, kochana Renatko.
Chiczi domyśliła się, że to ta noc po przedostatniej scenie, jaką widziała. Gdy Mihauu odszedł, postanowiła jeszcze trochę zostać i popatrzeć na śpiącą Renati, chociaż przecież mogła wrócić i oglądać ją sobie do rana. Renati się poruszyła i błagalnie wyszeptała:
- Zostań... kocham Cię. Nie zostawiaj mnie samej. Proszę - stponiowo jej szept przeradzał się w krzyk - Nie odchodź!!! Mihauu!!! Zostań tutaj! Wróć!!!
Przestraszona Chiczi cofnęła się i wróciła do rzeczywistości. Potem poszła do swego pokoju i przygnębiona zastanowiła się, przez ile nocy Renati musiała przyzywać Mihauu'a, chociaż przecież wcześniej powiedziała, że go nienawidzi. Zrobiło jej się bardzo smutno. Przez resztę nocy płakała w poduszkę. Ile jeszcze Renati musiała wytrzymać? Co oprócz tego zdarzyło się bolesnego w jej życiu? Na razie rzuciła nowo rozpoczętą naukę aperiremencji.
Ostatnio zmieniony 2008-03-13, 23:19 przez
Ingeborga, łącznie zmieniany 1 raz.
...