Przeczytałam pewien artykuł na Interii, a to jest komentarz do niego - nie mój. Napisała to osoba podpisująca się
belftłumlekt Pozwalam go sobie skopiować, bo jest rewelacyjny.
Autorko komentarza - brawo!
"w tym kraju już od dawna widać podział na polaków i polaczki. różnica? polaczek nie jest zadowolony ze swego życia. ma paskudnego szefa, małżonka, dzieci, sąsiadów, klientów (niepotrzebne skreślić). wierzy, że powinien osiągać szczyty, ale dusi go kompleks wyniesiony z domu rodzinnego, lub 'bezzasadne' niedostrzeganie jego wyjątkowości przez otoczenie. tak więc polaczek zachowuje się jak polaczek z dowcipu: co robi niemiec, gdy jego sąsiad ma drugą krowę? pracuje ciężko i kupuje trzecią. co robi polaczek? modli się: panie boże, oby mu ta krowa zdechła... pamiętacie 'modlitwę polaka' z 'dnia świra'?
Gdy wieczorne zgasną zorze, zanim głowę do snu złożę, modlitwę moją zanoszę Bogu Ojcu i Synowi. *** sąsiadowi. Dla siebie o nic nie proszę, tylko mu dosrajcie proszę! Kto ja jestem? Polak mały. Mały, zawistny i podły. Jaki znak mój? Krwawe gały. O to znoszę swoje modły do Boga, Maryji Syna. Zniszczcie tego ***, mego rodaka, sąsiada, tego wroga, tego gada. Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegła w łeb, żeby mu się córka z czarnym i w ogóle żeby miał marnie. Żeby miał AIDSa i raka.
Oto modlitwa Polaka.
polaczek wie, że lepiej mieć nie może. więc polaczek niucha i sprawdza, co może zrobić, aby pogorszyć życie drugiemu człowiekowi. nie ścierpi tego, aby ktoś miał lepiej. celem jego życia, często 'elektronicznego' jest okładanie kułakami tych 'innych'.
przyjrzyjcie się sami: będzie artykuł
o lekarzach, padnie spora garść wypowiedzi, że to mordercy, złodzieje i darmozjadom nic się nie należy,
o policji tak samo, prawnikach- przecież 'wiadomo', skorumpowani sługusy mafii,
o listonoszach- no przecież nam listy czytają, a paczki okradają,
o nauczycielach- wiadomo, nic nie robią, gdyby robili nie byłyby dzieci takie głupie,
o pracownikach- lenie i złodzieje, s...synom nie należy się pensja minimalna,
o pracodawcach- wredne i pazerne dusigrosze, które nieledwie krew spijają...
napiszę coś o swoim zawodzie, a jakże, jestem belferką już piąty rok. lubię to co robię. nie cierpię polaczków. kto ich lubi. lubię pracę z dzieciakami. przejmuję się ich losem. wielokrotnie bardziej niż ich własni rodzice. część uczniów stwierdza, że z rodzicem zamienia kilka zdań dziennie, jeżeli w ogóle. i to nie tylko dzieci ludzi pracujących od 6 rano do 21. to są również i dzieci ludzi bezrobotnych, gospodyń, ludzi pracujących od 8 do 16. i kilka zdań dziennie. duża część rodziców nie wie jakie są zainteresowania dziecka, czym się zajmuje, jacy są koledzy.
a część w ogóle położyła na nich kreskę.
już mi kilka dzieciaków przekazywało, jak to kochający rodzice obiecują, że gdy tylko skończą swoją edukację, to wypad z domu, bo pasożyta trzymać nie będą! dzieciaki z 'normalnych' rodzin! chłopak po rozwodzie rodziców nie załamał się, ale zaczął dostawać gorsze oceny. bo dzięki temu ojciec z nim dłużej siedział w domu. co zrobił tatuś po miesiącu? powiedział chłopcu, że woli płacić wyższe alimenty aby starczyło na kursy i korepetycje, ale on do niego nie chce przychodzić. przez rok dzieciak był załamany. co można było zrobić? nic. nie mam wpływu na dorosłego człowieka, który z nową cizią układa sobie nowe życie, skreślając stare. mam dzieciaki, z którymi ojciec nie ma kontaktów. dzieci są osierocone przez matkę, wychowuje je ciocia, ojciec mija je na ulicy bez słowa. mam olbrzymią ilość dzieci z rodzin patologicznych. ci ludzie nie mają żadnych obowiązków, tylko i wyłącznie obudzić w porę dziecko. nawet z tego nie potrafią się wywiązać. policja, sąd rodzinny? kara za nie wywiązywanie się z obowiązku szkolnego to 5000 złotych. często takie rodziny od razu przysyłają zaświadczenie z opieki, że nie są w stanie jej zapłacić. i do następnego roku szkolnego.
mówicie polaczki, że nauczyciel to leń, któremu tylko na korepetycjach zależy. umawiałam się i z dziećmi i z rodzicami z zakazanej dzielnicy, że będę prowadzić darmowe, dodatkowe zajęcia. myślicie, że ktoś na nie uczęszcza? po co? lepiej powłóczyć się po ulicach, a jak się wkroczy w pełnoletność, to rodzice mają już wydeptaną drogę do opieki, pokażą jak można przeżyć.
bieda. patrząc na obecne biedne, 'mopsowe' dzieci, mam wrażenie, że u mnie chyba nędza gnała po domu rodzinnym. 'biedni' nie mają pieniędzy na książki- nie oszukujmy się, dzieci sprzedawały swoje podręczniki już od kilku złotych. nawet książkę z angielskiego można było kupić za osiem. czas? jest dużo czasu. w maju szkoły przedstawiają programy i podręczniki. od maja do września mamy 5 miesięcy. spokojnie można zbierać wyprawkę. ale część dzieci nie ma. spuszczają smutnie głowę i szepczą, że w domu pieniążków nie ma i już. kiedyś podpytałam te dzieci, jakie słodycze lubią i które jedzą codziennie. wyszło na to, że biedne dzieci przejadają co drugi dzień jeden używany podręcznik. o tym, ile rodzice tych książek wypalają i przepijają lepiej nie myśleć. ale tak jest wygodniej, mamy taki system a nie inni. 'biedni' nie mają pieniędzy, państwo im daje, 'biedni' płaczą, że za mało, koło się zamyka. tylko dlaczego żaden z tych biednych nie chce korzystać z pomocy w nauce? bo wygodniej jest być biednym i narzekać, że szkoła promuje bogate dzieciaki. ale zabrać się do roboty i obudzić dziecko na ósmą do szkoły? a po co? w mojej szkole robi się imprezy charytatywne, szuka dla tych dzieci sponsorów. tego nikt nie widzi. ale robimy. 'bo tak trzeba'. koleżanka z francji powiedziała mi, że tam każdy nauczyciel otrzymuje pewną kwotę na zakup książek, pomocy naukowych itd. w polsce? wszystkie pomoce robię sama, na własnych materiałach. polaczek tego nie zrozumie.
dlaczego? bo polaczek tak nigdy nie robił.
polaczek owszem, używał firmowego komputera do własnych celów, wynosił spinacze, papier, długopisy, dyskietki, kserował swoje materiały na swój, domowy użytek. więc mając siebie za złodzieja, nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś postępuje inaczej. chcąc coś pokazać dzieciakom przynoszę własnego laptopa, materiały na dyskach kupionych przeze mnie, coś im odgrywam? kupiłam odtwarzacz mp3, bo w szkole nie ma wystarczającej ilości magnetofonów (konkretnie 5, w mojej szkółce językowej jest tyle samo, a jednocześnie ma zajęcia raptem 4 grupy).
nauczyciel nie zachęca uczniów. przykro mi polaczku, ale to już twoja wina. nie mogę przelać z pustego. salomon też nie potrafił. mam dwie klasy. w jednej średnia 4,5 w drugiej 2,3. w tej drugiej stosuję większy wachlarz technik niż w tej pierwszej. w tej pierwszej tylko wchodzę, a dzieciaki już są zainteresowane. w drugiej często słyszę: paniiii, nie róbmy niczego.... podpytałam dzieciaki i chyba już wiem. w tej pierwszej grupie są osoby z takim samym zapleczem finansowym jak w drugiej. ale w pierwszej jest więcej rodziców dbających o dzieci. mimo tego, że pracują, są w stanie o nich myśleć. dzieci te uczęszczają na różne nieodpłatne zajęcia, głównie sportowe i artystyczne. czytają książki, słuchają muzyki. mają swoje obowiązki domowe. są bardzo zaradne. mają swoje zainteresowania, które łatwo można wkomponować w lekcję. a druga grupa? główne zainteresowania do gg i gry komputerowe. zwykle jedne i te same. kontakt z rówieśnikami sporadyczny. jak już to snucie po ulicach. z kim rozmawiają na gg? ze sobą. jedno z dzieci spędza przynajmniej kilka godzin na graniu w jedną i tę samą grę. to już jest nałóg. rodzice nic z tym nie robią. po rozmowie ze mną stwierdzili, że syn ich nie słucha. jedenastolatek 140 cm wzrostu nie słucha rodziców, a ci się boją mu zwrócić uwagę? potem się okazało, że w sporej części domów jest podobnie. niedawno usłyszałam od dzieciaka, że mama mu nie podskoczy. każdy narzeka na rodziców, ale czy kiedykolwiek powiedzielibyście coś takiego swojemu nauczycielowi? że matka jest śmieciem, którego się kopie? mam wrażenie, że coraz większa część rodziców tak robi, bo tak jest wygodniej. przychodzę z pracy, włączam telewizor i święty spokój. nie wierzę, że rodacy są taaacy zapracowani. bo niby kto nabija oglądalność mniej lub bardziej idiotycznym serialom? nauczyciele? przykro mi, nas jest tylko 400 tysięcy a oglądalność idzie w miliony. a potem słyszymy, że dziecko znęca się nad matką. cóż mogę powiedzieć? niektórzy rodzice ciężko pracują na to, aby ich dzieci biły.
edukowanie to proces wielostronny. największą dla niego szkodę zrobili hochsztaplerzy twierdzący, że wszystko zależy tylko od nauczyciela, że można tak nauczać, aby uczeń nie musiał się uczyć, że z jednej strony rodzice mają prawo edukację kontrolować, z drugiej mogą nie mieć czasu na własne dzieci.
tragedia. podobnie było w wielkiej brytanii. tylko mi polaczki nie piszcie o poziomie życia. poczytajcie skończeni ignoranci o przeszłości kolonialnej gbr i być może pojmiecie skąd ten poziom życia się wziął. najwyższa przestępczość wśród młodzieży, największy odsetek ignorantów, których z pracy 'wyrzucają' przyjezdni. milion osób nie zdało egzaminu gimnazjalnego (ichnia mała matura) w ciągu dziesięciu lat. a ta liczba rośnie. rodzice wierzący, że nie muszą się interesować dziećmi bo od tego jest szkoła. tego samego chcecie tutaj? powoli już się staczamy. proces nauczania nie istnieje bez procesu uczenia się! tylko skończony idiota i populista może twierdzić coś innego! przykład? macie ulubiony zespół? no to świetnie. umiecie po jednym odsłuchaniu powtórzyć całą piosenkę? nie, bo jej się trzeba nauczyć, trzeba ćwiczeń. dlaczego więc jacyś edukacyjni znachorzy twierdzą, że efekty zależą tylko od nauczyciela? prześledźcie sobie krzywą IQ, doczytajcie o typach inteligencji- to nic nie znaczy? nie wpływa? zainteresowanie? dajcie mi pomoce naukowe, a nie prowizorkę, którą sama tworzę, wymuście na rodzicach dbanie o życie wewnętrzne dzieci, to będą się interesować! równanie szans? wprowadźcie przepis, że to nauczyciel decyduje, który uczeń potrzebuje dodatkowych zajęć, a nie dawajcie pełni władzy rodzicom nieudacznikom, rodzicom degeneratom, którzy wolą widzieć swoje dziecko na ulicy!
wiecie polaczki, dlaczego wmawia się wam, że wszystko co się dzieje to wina nauczycieli? bo tak jest taniej. nie trzeba kupować ławek, sprzętu, pomocy, nie trzeba finansować pomocy psychologicznej, psychiatrycznej, nie trzeba finansować zajęć dla dyslektyków, dysgrafów..., nie trzeba finansować służb, które zmuszałyby rodziców do brania odpowiedzialności za swoje czyny względem dzieci. nie trzeba wydawać pieniędzy na rozprawy, na terapie rodzinne.
wystarczy stwierdzić, że jest wróg narodu, że to jego wina! kto zna historię, ten wie o co chodzi...
PS- spotykałam różnych rodziców, również i normalnych, zwykłych, wspaniałych. najlepiej pamiętam dwie matki. jedna po rozwodzie z mężem alkoholikiem, sprzedawczyni, druga wdowa, pielęgniarka. z nimi to, nie z gospodyniami, które miały mnóstwo czasu, nie z bezrobotnymi, nie z paniami pracującymi w biurze do 16, miałam najlepszy kontakt. przychodziły gdy mogły, umawiałyśmy się na spotkania. rozmawiałyśmy o pomocy dla ich dzieci, o wspólnych działaniach. dzieciaczki geniuszami nie były, ale wyrosną na mądrych, dobrych ludzi. dlaczego? bo mają mądre, dobre matki, które naprawdę te dzieci kochały, mimo naprawdę trudnej sytuacji życiowej. szacunek dla takich rodziców.
PPS- nie zakładam rąk, mam 1,5 etatu, dorabiam w szkole językowej, param się tłumaczeniami. mam już na karku trzy studia, obecnie czwarte. mam niewiele lat, raptem 29. osiągnęłam sporo i jestem z mojego życia dumna, bo widzę, że mimo różnych sytuacji, mogę choć minimalnie wpłynąć na życie moich uczniów. i niby świetnie, ale będąc na międzynarodowej konferencji podpytałam kolegów po fachu, z czego żyją. był i portugalczyk, grek, francuzka, cypryjka, finlandczyk, austriaczka. każdy z nich wskazał tylko pracę w szkole. żadnych dodatkowych zajęć. pensum wyższe maksymalnie o 4-6 godzin od polskiego. pensje wyższe kilkakrotnie. może to jednak polska sytuacja jest sytuacją patologiczną?
jeżeli pogorszą się warunki w oświacie, przejdzie ona pod wyłączną opiekę samorządów, obniży się płace, trudno, zrezygnuję. w prywatnym sektorze mogę się znaleźć bez problemu. ścisłowcy podobnie. w ciągu kilku lat kto będzie mógł ten się przekwalifikuje. zostaną starsi i pasjonaci. tylko w jakich warunkach będą uczone wasze dzieci? jeżeli się o nie troszczycie? 50 osób w ławkach pamiętających poprzedni system? stary nauczyciel, lub młody szybko biegnący do kolejnej fuchy aby się utrzymać? lepiej pomyślcie złośliwe i małostkowe polaczki zanim będzie za późno. bo nie stać was na dobre, prywatne szkoły, do których będzie uczęszczać elita, z błogosławieństwem niektórych polityków. ale wtedy na zmiany nie będzie już miejsca. myślcie polaczki, bo będzie za późno dla was."