koma pisze:Za co? Za chamstwo? Agresję?
Powinieneś siedzieć!
To właśnie koma zachował się agresywnie. O chamstwie się nie wypowiem, ale uważam, że ktoś, kto tak szufladkuje ludzi na podstawie cudzej opinii, nie powinien uczyć młodzieży.
Pytająca (glorus) nie zrobiła nic agresywnego ani chamskiego, ani też wskazującego na to, że powinna pójść do więzienia, jak sugeruje koma.
Nie mam pojęcia, jak glorus zachowuje się w szkole, ale tutaj grzecznie zadała pytanie (w odpowiednim dziale), i poprosiła o pomoc, bo boi się, że z popwodu nagannego zachowania mogą ją zostawić na drugi rok. Nam, użytkownikom forum, nie zrobiła nic złego, więc nie mamy powodów, by uważać ją za osobę agresywną i chamską.
Ciekawe, ile punktów mieliby nauczyciele, gdyby i dla nich wprowadzić "ocenę z zachowania" i odjemować punkty za spóźnienia, za odbieranie telefonu na lekcji, za niesprawdzenie listy obecności, za niegrzeczne odnoszenie się do uczniów i ich rodziców...
Gdyby ktoś im dodawał punkty za ciekawe prowadzenie lekcji, za umiejętne rozwiązywanie problemów wychowawczych, za mobilizowanie uczniów do pracy. I nie, nie będę jęczeć. Spotkałam w swoim życiu conajmniej czterech nauczycieli zasługujących na "wzorowy"
To dużo.
Jestem wstrząśnięta, że w Polsce można kogoś zostawić na drugi rok z powodu złego zachowania. Przecież zostawienie na drugi rok to konsekwencja tego, że ktoś nie opanował materiału... a nie kara. Komu to niby ma pomóc, i w jaki sposób? Chyba tylko nauczycielowi, pozbyć się problemu, ale już usunięcie ucznia ze szkoły jest uczciwsze, niż to. Kto to wogóle wymyślił?? Jakim cudem agresywny, nieznośny uczeń stanie sie grzeczniejszy i nie będzie wagarował, gdy będzie musiał drugi raz uczyć się tego samego?
Ubolewam też, że osoby powtarzające rok nie są otaczane większą opieką ze strony wychowawcy. Muszą same sobie radzić- a skoro miał złe zachowanie lub się nie uczył, to przecież jasne, że właśnie sobie nie radzi! Problemy emocjonalne nie rozwiązują się same.
Drugoroczność to największa krzywda, jaką mi wyrządzono, zwłaszcza, że można było tego uniknąć. Albo przynajmniej powiedzieć jasno, że nie jestem w stanie zdać egzaminu komisyjnego, wtedy nie marnowałabym wakacji i miałabym czas na znalezienie innej szkoły (bo była to szkoła społeczna, i osoba niezaliczająca roku automatycznie była skreślana z listy uczniów).
Tak, jedynek z matematyki nie stawiają za nic. Trzeba sobie na te pały ciężko zapracować, korepetycjami, nieprzespanymi nocami, żałosnymi próbami poprawienia ocen. A wreszcie zmarnowamymi wakacjami i depresją. Nawet jedynki nie dostaje się za nic.
Nauczyciel powinien znać programy nauczania, i nie twierdzić, że w gimnazjum uczy sie trygonometrii, tylko dlatego, że większość grupy miała tą trygonometrię pod koniec trzeciej klasy. To właśnie od trygonometrii, która nie była tłumaczona od początku (bo wszyscy powinni się uczyć) zaczęły się moje problemy z matematyką. Było w tym i sporo mojej winy, nie da się ukryć, że w pewnym momencie odpuściłam, widząc, że nie zdam. Więc ja zmarnowałam rok, mówi się trudno, chociaż dopiero teraz zaczynam psychicznie wychodzić z tego na prostą. A nauczcielka, w takim systemie plusowo-minusowym dostałaby naganne, choćby za niegrzeczne odnoszenie się do rodziców na wywiadówkach.