Temat - rzeka, prawda?
Naszej klasie, t.j. koleżanki i mojej, trafiły się takie raczej większe skarby Połowa rodziców to budżetówka - szkoła i służba zdrowia, wiec już to pozwala na duzą płaszczyznę porozumienia.
Jest jedna mama, która jest konfliktowa. Do tego stopnia, że w zeszłym roku zaczęła wyzywać od *** ucznia - w mojej obecności, przy innych uczniach i nauczycielach. Byłam zmuszona ustawic ja do pionu bardzo ostro, gośno, choć spokojnie wyprosiłam ja z pomieszczenia mówiac, że nie znajduje się na ulicy tylko w szkole i ze nie ma absolutnie prawa w taki sposób traktować obcego dziecka. Zareagowała, choc próbowała najpierw jeszcze psykówkę ciągnać. No cóż, tacy ludzie też się zdarzają. W tym roku znów próbowała postawić na swoim, choc w zupełnie innej sprawie, więc po prostu posłałąm ja ( po konsultacji z dyrektorką) do dyrektorki właśnie. Poskutkowało, poszłysmy na kompromis i obyło się bez dyrektorskiej interwencji
Druga mama, pomimo tego, iż jej dziecko jest w "mojej" grupie integracyjnej, nie kontaktuje się ze mną - uważa mnie za....hmm, powiedzmy delikatnie -zbyt młodą osobę Natomiast babcia tegoż dziecka zdecydowanie bardziej woli rozmawiać ze mną. Babcia ma zapędy takie bardziej władcze, pomimo zdecydowanie podeszłego wieku i mizernej postury. Natomiast dogadałyśmy sie właśnie na bazie tej postury - obie jesteśmy równie niewielkie, i łatwo nas zgubic wśród dzieci
Babcia innego z kolei chłopca jest wielką panikarą, ktra uwielbia dziecko wyręczać we wszystkim. Jakby mogła, toby za niego jedzenie gryzła Mody jest niepełnosprawny ruchowo, i POWINIEN uczyc się jak największej samodzielności, więc czasem są na tym tle spięcia, na szczęście zaraz z humorem rozładowywane. I tu z pomocą często dziadek przychodzi, który ma bardzo waściwą postawę w stosunku do wnuczka, więc nie mam obaw - dziecko ma jakaś drogę samorozwoju
Ogólnie - nie jest źle. A u Was?