Sprawa uczniów, którzy samowolnie opuszczają szkołę, nie raz spędzała mi sen z powiek. Bo jak temu zapobiec??? W przedszkolu i owszem: drzwi zamknięte najczęściej na klucz, domofon, dzieci wyłącznie w salach z wychowawcą. A co w szkole? Przecież są przerwy, uczniowie spędzają je na korytarzach, w ciepłe dni wychodzą na boisko. Ktoś powie - od tego są nauczyciele dyżurujący, ale przecież oni nie są w stanie upilnować kilkudziesięciu, czy też kilkuset dzieci. Zresztą skąd mają wiedzieć, czy ten lub inny delikwent nie kończy właśnie lekcji, a może przyszedł po młodszego brata, itp., itd. Moim zdaniem mimo najszczerszych chęci ze strony pracowników szkoły, jest to po prostu niemożliwe. Chyba, że tak jak pisze Witold Telus, ogrodzenie będzie pod prądem,a szkoła zamknięta na cztery spusty.
Sama miałam taki przypadek. Dziewczynka z klasy II, skończyła lekcje i odprowadziłam ją na świetlicę. Następnie wyszła na przerwę na boisko szkolne i ... z przerwy nie wróciła. Skoro taka mała sobie poradziła, to co dopiero gimnazjaliści...
A więc może i uczeń nie ma prawa opuścić szkoły, ale czy go przestrzega? I dlaczego do odpowiedzialności mają być pociągani nauczyciele, skoro nie mają fizycznej możliwości egzekwowania tego prawa.