Moją pierwszą pracę nauczyciela (uczę 1 klasę) rozpoczęłam we wrześniu. I od razu dostałam pod opiekę ucznia, z którym pracuję się niezwykle ciężko. Jest to chłopiec drugoroczny, pochodzący z biednej, wielodzietnej rodziny. Jest nie tylko zaniedbany fizycznie, ale i przede wszystkim emocjonalnie. Czasami brak mi już cierpliwości do niego. Właściwie od początku roku nie potrafię od niego nic wyegzekwować. Jest okropnie leniwy, brak mu ambicji, w ogóle nie interesuję się szkołą i obowiązkami z nią związanymi. Nie było jeszcze dnia, żeby był on przygotowany do zajęć. Nigdy nie ma odrobionej pracy domowej, nie przynosi potrzebnych przyborów szkolnych, itd. Tak jak pisałam nie zdał on w tamtym roku i według mnie, nie nadaję się on, żeby i w tym roku przejść do następnej klasy. W wieku 8 lat nie zna liter, myli absolutnie wszystkie litery, nawet tak podstawowe jak "a" i "o". Czyta niezwykle słabo, jedynie głoskuje, nie robi syntezy. Nie ma mowy o przeczytaniu jakiegoś dłuższego wyrazu, typu "długopis". Najgorzej jest jednak z pisaniem, chłopiec ten nie potrafi właściwie nic napisać. Nawet swoje imię piszę czasami z błędami. Najprostsze zdanie napisane przez niego jest właściwie nie do odczytania. Uczeń był badany w poradni, jednak ta, nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości. Wszystkie jego problemy w szkole wynikają z ogromnego lenistwa. Dziecko to w domu nie robi absolutnie nic. Jestem pewna, ze nigdy nie przeczytał nawet ani jednej strony książki. Nikt go nie pilnuję, nikt mu nie pomaga. Wielokrotnie rozmawiałam z jego rodzicami, wzywałam ich do szkoły, dzwoniłam do nich, ale są to ludzie niezaradni życiowo, którym chyba po prostu nie zależy na edukacji ich dzieci. Rodzeństwo nie jest w stanie mu pomóc, ponieważ są to dzieci również bardzo słabo uczące się.
Nie wiem co mam robić z tym uczniem. Obawiam się, że powtórne zostawienie go w 1 klasie nic nie, bo on i tak się nie weźmie do nauki. Na rodziców nie mam co liczyć. Czasami swoim lenistwem i niedbalstwem doprowadza mnie dosłownie do granic wytrzymałości. Próbowałam z nim wielokrotnie rozmawiać, tłumaczyć, ale to jak kulą w płot. Są takie dni, kiedy zostaję z nim dobrowolnie po zajęciach, ale jak widzę, ze jemu nie zależy...to i ja tracę sens tego wszystkiego. Co robić?