Proszę Was o szczere wyznanie – jakie „grzechy” popełniamy jako nauczyciele? Mogą to być grzechy własne lub, umówmy się – dla większej otwartości – cudze Mogą być z kategorii „lekkie”, jak i cięższe przewinienia. Takie, z którymi sami walczymy lub które nas rażą u innych. Ja zacznę od takich:
1. Niepunktualne rozpoczynanie lekcji.
2. Niepunktualne, celowe, przedłużanie lekcji.
3. Zapominanie o terminowym poprawieniu sprawdzianu.
4. Okazywanie uczniom sympatii i antypatii np. podczas odpytywania.
5. Nieprzygotowanie do lekcji.
6. Dawanie każdego roku lub w każdej równoległej klasie tych samych zestawów pytań do testu czy sprawdzianu, a następnie (żeby uniknąć „przecieków”) zakaz oglądania poprawionego sprawdzianu dłużej niż 5 minut.
7. Wybieranie podręczników w oparciu o gadżety lub „obudowę metodyczną” serwowane przez wydawnictwa, a nie w oparciu o ich wartość merytoryczną.
8. „Odpuszczanie” po wystawieniu ocen rocznych.
9. Przygotowywanie na lekcję hospitowaną czegoś ekstra. Zastanawiam się, czy to faktycznie grzech?
10. Plotkowanie o dyrekcji i innych nauczycielach oraz uczniach.
11. Radość w duchu, gdy dyrektor właśnie dokopał mało lubianej koleżance.
Ps. Nie chciałabym, aby ta publiczna „spowiedź” stała się upowszechnieniem tych „grzechów” i rozgrzeszaniem za nie (bo skoro inni tak robią, to ja też mogę), ale raczej spowodowała „mocne postanowienie poprawy”