Lekcja polskiego - katastrofa

poloniści, historycy, nauczyciele WOK, to miejsce dla Was

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Awatar użytkownika
dwajork
Posty: 21
Rejestracja: 2010-01-29, 23:59
Kto: nauczyciel
Lokalizacja: łódzkie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: dwajork » 2010-02-24, 18:31

malgosi35 pisze:Mam do czynienia ze studentami. Piszą prace inżynierskie, magisterskie. Jak sprawdzam te wypociny to czasami brak mi słów. Analfabetyzm, brak znajomości znaczenia słów, budowy zdania, rozumienia tekstu itd itp.

hmm
Zgodze się z Tobą, że tak jest. Mój brat ma z tym problem. Obronił inżyniera. Robił serwis internetowy. Przykładowo może być to strona sklepu sex shop. Część teoretyczna to 60stron ! Ja piernicze, ciężko inżynierowi pisać o pierdołąch. To tak jakby pisać na 2 strony A4 co to jest adres internetowy albo numer gadu gadu. No takie są realia.
Jaaa wiem że znajdą się tacy co powiedzą, że oni napisali na 10 stron i było dobrze. Ja takich nie znam, ani mój brat, a na jego kierunku było 120 inżynierów.

malgosi35
Posty: 126
Rejestracja: 2007-05-23, 17:51

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: malgosi35 » 2010-02-24, 19:10

dwajork pisze:Część teoretyczna to 60stron ! Ja piernicze, ciężko inżynierowi pisać o pierdołąch.
No to się dziwię, że pisał pierdoły.

dwajork pisze:To tak jakby pisać na 2 strony A4 co to jest adres internetowy

Chcesz to Ci napiszę. Nie będzie z tym problemu, a może wyjdzie trochę więcej.

To jest właśnie problem. Czy inżynier, czy inny chwat, nie potrafi samodzielnie sklecić sensownego akapitu. Podać tezy, rozwinąc tematu, wyciągać wniosków. Brak oczytania, znajomości literatury przedmiotu.
Małgorzata

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: vuem » 2010-02-24, 19:52

Na pytanie po co się tego wszystkiego uczyć?

Ogólnie po to:
http://www.google.pl/webhp?hl=pl#hl=pl& ... a97d9079b7

Po drugie, po co w LO uczyć się tak wielu na pozór niepotrzebnych rzeczy? Bo to szkoła ogólnokształcąca, a nie centrum szkoleniowe o konkretnym profilu.
Musi głównie przygotować do studiów wyższych, które jednak pewnych umiejętności wymagają. Przy tym powinno również dać możliwość każdemu uczniowi określić swoje preferencje, zainteresowania, czy zdobyć określoną wiedzę z wybranych przedmiotów, co determinuje przyszłe wybory - kierunek studiów i późniejszą pracę.

Każdy, bez względu na rodzaj wykształcenia i wykonywaną pracę, powinien umieć stworzyć tekst na określony temat, bo pomimo powszechnego użycia "slangu specjalistycznego" jednak terminy "techniczne" trzeba umieć "zszyć" w zgrabne zdania - tak dla poprawnego zrozumienia. Wicie, rozumicie, to chyba nie jest standard, do którego powinniśmy dążyć ograniczając "niepotrzebną wiedzę i umiejętności", czy ferując wyroki o "niepraktyczności" takiego, czy innego przedmiotu.

Warto chyba też wspomnieć kwestię wiedzy ogólnej, która może być przydatna każdemu człowiekowi - oczywiście zakładając, że przydatność ta nie jest mierzona kwotą pieniędzy dzięki tej wiedzy zarobionych :wink:
A raczej mierzona możliwościami prowadzenia dyskusji na mniej lub bardziej wyszukane tematy, rozwijania zainteresowań, czy sposobów spędzania czasu wolnego.

Gdyby potrzeby człowieka uprościć do tych najbardziej podstawowych (głównie fizjologicznych), to byśmy mogli program nauczania zredukować o 80%.
Ba, czasem nawet o więcej, wszak nietrudno znaleźć ludzi twierdzących, że nie potrzebują w życiu codziennym nawet wspomnianego przez Ciebie twierdzenia Pitagorasa, czy choćby umiejętności liczenia, bo przecież sa kalkulatory...

Natomiast w kwestii samego programu nauczania poszczególnych przedmiotów,
np. wspomnianego wcześniej szczegółowego ustalenia kanonu lektur szkolnych, to pole do jak najbardziej gorących dyskusji.

Pozdrawiam:)

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: haLayla » 2010-02-24, 21:15

dwajork pisze:
Jeżeli Ci nie pasuje, to zakończ edukację na gimnazjum. Problem sam się rozwiąże.


Idąc takim tokiem rozumowania to Ty zrób doktorat bo inżyniera, magistra i licencjata każdy może ukończyć z odrobiną dobrej woli i z wiedzą wcale nie większą jak Ci z gimnazjum.
Nie cierpie jak ktoś tak podchodzi do sprawy. Jak Ci nie pasuje to idź.


Mówiąc brutalnie - nie interesuje mnie, co Cię łechta, a co wprawia w złość. Masz już na tyle lat, żeby wiedzieć, że nie każdy zamierza pochylać się nad innymi i pytać czy mają ich wysadzić na nocniczek, czy wziąć na rączki, by się odbiło.

SaDYiA pisze:
Ale to też jest potrzebne. Jak wkroczysz w tak zwaną dorosłość i będziesz musiał pisać bezsensowne pisma i wnioski do kolejnych urzędów. Wówczas te umiejętności się przydadzą.


Może należałoby przeczytać to co napisałem jeszcze raz, bo chyba się nie zrozumieliśmy.


Brzydko mówiąc - cholernie oczywistym jest, że się nie rozumiemy. Chociażby dlatego, że Ty nie jesteś w stanie zrozumieć podstawowych prawideł tego świata. To tak jakbym miał rozmawiać o mechanizmie apoptozy z kimś, kto nie wie co to komórka.

Historii z założenia uczy się po to, by nie popełniać błędów poprzedników. Ludzie i tak się jej nie uczą, więc dalej drepczą w kółko.


Patrz wyżej.


Klasyka psychologii. Sam to też z upodobaniem stosuję. Tylko wypadałoby mieć najpierw rozeznanie, czy druga strona nie zdaje sobie z tego sprawy.

Jeżeli Ci nie pasuje, to zakończ edukację na gimnazjum. Problem sam się rozwiąże.


Tak, to taki świetny argument. Czy Panu podoba się WSZYSTKO co się dzieje na świecie/kraju? Jeśli nie to proszę się zabić. Problem sam się rozwiąże.


W przeciwieństwie do Ciebie, już dawno doszedłem do wniosku, że nie zbawię tego świata. Jeden już próbował i skończył na krzyżu.

Na pewno uczniowie bez bata nad sobą będą czytać książki. W ilościach hurtowych. Nawet naiwna optymistka by w to nie uwierzyła.


Zapewne większość nie, ale można uczniom dać wybór tego co mają przeczytać i w małym stopniu próbować to kontrolować (tj. to co wybierają do czytania).


Istnieje pewna klasyka literatury, którą trzeba przeczytać, czy się tego chce, czy nie. Jeżeli ktoś lubi czytać, to przeczyta nawet literaturę, która go nie interesuje. Jeżeli nie lubi, to nie przeczyta nawet krótkiej nowelki.

A jeżeli trafi Ci do ręki ambitniejszy artykuł, w którym autor odwoła się do wiedzy literackiej? Nie zrozumiesz go, bo dzieła powszechnie uważane za wybitne nie będą Tobie znane.


A jeśli Pan trafi na ambitniejszy artykuł z dziedziny, o której Pan nie ma wielkiego pojęcia? To taka sama sytuacja. Nikt nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego. Jeśli trafiłbym na taki artykuł i naprawdę chciałbym go przeczytać to bym sięgnąłbym po dane dzieło.


Zazwyczaj po literaturę fachową sięgają osoby, które się zajmują danym zagadnieniem. Laicy korzystają z opracowań popularnonaukowych. Aluzje do literatury pięknej zaś można znaleźć w zwykłym felietonie.

PS. Piernik jak i wiatrak kończą się na k. W dodatku, w wiatraku mieli się ziarno na mąkę, z której wypieka się pierniki.


Wiatrak wytwarza prąd (o ile się nie mylę). Natomiast nie każdy wiatrak musi być młynem.


Na potrzeby ukazania groteski i komicznego aspektu sytuacji, można nagiąć pewne fakty.
<3

SaDYiA
Posty: 24
Rejestracja: 2010-02-02, 22:01
Kto: uczeń
Przedmiot: Historia
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: SaDYiA » 2010-02-24, 22:01

Brzydko mówiąc - cholernie oczywistym jest, że się nie rozumiemy. Chociażby dlatego, że Ty nie jesteś w stanie zrozumieć podstawowych prawideł tego świata. To tak jakbym miał rozmawiać o mechanizmie apoptozy z kimś, kto nie wie co to komórka.


Pan natomiast porusza się wśród nich swobodnie i wie wszystko o wiele lepiej niż inni. Widzę, że nie jest Pan osobą, którą warto dyskutować, ponieważ nie wysuwa pan żadnych argumentów, zamiast tego sądzi Pan, że jest Alfą i Omegą i nie musi zwracać uwagi na to co piszą inni. Czy sądzi Pan, że zarzucanie mi nieznajomości prawideł rządzącymi tym światem, w sytuacji gdy Pan niczego o mnie nie wie, jest rozsądne?

W przeciwieństwie do Ciebie, już dawno doszedłem do wniosku, że nie zbawię tego świata. Jeden już próbował i skończył na krzyżu.


Nie stwierdziłem, że chcę zbawić świat tylko, że bez sensu jest wycofywanie się z czegokolwiek tylko dlatego, że nie pasuje mi w danej sytuacji jedna składowa.

Istnieje pewna klasyka literatury, którą trzeba przeczytać, czy się tego chce, czy nie. Jeżeli ktoś lubi czytać, to przeczyta nawet literaturę, która go nie interesuje. Jeżeli nie lubi, to nie przeczyta nawet krótkiej nowelki.


A "trzeba przeczytać", ponieważ? Oczywiście prosiłbym o nie wysuwanie argumentów typu: 'bo tak', 'bo tak wypada', żeby nie być głąbem' itp. Co do pozostałej części stwierdzenia to nie zawsze tak jest, czego jestem żywym przykładem - uwielbiam czytać ale z pewnością nie wszystkie lektury, które są wymagane, zachęcają do przestudiowania. Mam też wielu znajomych, którzy z niechęcią czytają lektury, natomiast inne książki i owszem. Mam jednak świadomość, że takich osób jest zdecydowanie mniej.

Zazwyczaj po literaturę fachową sięgają osoby, które się zajmują danym zagadnieniem. Laicy korzystają z opracowań popularnonaukowych. Aluzje do literatury pięknej zaś można znaleźć w zwykłym felietonie.


Jeśli ktoś musiałyby zapoznać się z daną pozycją by zrozumieć nawet zwykły felieton to przeczytałby tę pozycję, ponieważ miałby taką potrzebę. A jeśli nie chciałby tego zrobić, to by znaczyło, że nie zależy mu aż tak na zrozumieniu tego felietonu.

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: haLayla » 2010-02-24, 23:04

SaDYiA pisze:
Brzydko mówiąc - cholernie oczywistym jest, że się nie rozumiemy. Chociażby dlatego, że Ty nie jesteś w stanie zrozumieć podstawowych prawideł tego świata. To tak jakbym miał rozmawiać o mechanizmie apoptozy z kimś, kto nie wie co to komórka.


Pan natomiast porusza się wśród nich swobodnie i wie wszystko o wiele lepiej niż inni. Widzę, że nie jest Pan osobą, którą warto dyskutować, ponieważ nie wysuwa pan żadnych argumentów, zamiast tego sądzi Pan, że jest Alfą i Omegą i nie musi zwracać uwagi na to co piszą inni. Czy sądzi Pan, że zarzucanie mi nieznajomości prawideł rządzącymi tym światem, w sytuacji gdy Pan niczego o mnie nie wie, jest rozsądne?


Dawno, dawno temu, za 3 latami i 6 miesiącami, miałem 16 lat. Też chciałem zbawić cały świat, ale mi przeszło. Ot, chociażby z doświadczenia czerpię wiedzę na ten temat.

W przeciwieństwie do Ciebie, już dawno doszedłem do wniosku, że nie zbawię tego świata. Jeden już próbował i skończył na krzyżu.


Nie stwierdziłem, że chcę zbawić świat tylko, że bez sensu jest wycofywanie się z czegokolwiek tylko dlatego, że nie pasuje mi w danej sytuacji jedna składowa.


To się nie wycofuj. W czym tkwi problem?

Istnieje pewna klasyka literatury, którą trzeba przeczytać, czy się tego chce, czy nie. Jeżeli ktoś lubi czytać, to przeczyta nawet literaturę, która go nie interesuje. Jeżeli nie lubi, to nie przeczyta nawet krótkiej nowelki.


A "trzeba przeczytać", ponieważ? Oczywiście prosiłbym o nie wysuwanie argumentów typu: 'bo tak', 'bo tak wypada', żeby nie być głąbem' itp. Co do pozostałej części stwierdzenia to nie zawsze tak jest, czego jestem żywym przykładem - uwielbiam czytać ale z pewnością nie wszystkie lektury, które są wymagane, zachęcają do przestudiowania. Mam też wielu znajomych, którzy z niechęcią czytają lektury, natomiast inne książki i owszem. Mam jednak świadomość, że takich osób jest zdecydowanie mniej.


A dlaczego trzeba znać tabliczkę mnożenia? Przecież są kalkulatory. Po co znać zasady udzielania pierwszej pomocy? Można wezwać pogotowie. Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że bez sensu jest, że rdzeń kręgowy jest tak narażony na urazy, skoro jego uszkodzenie może doprowadzić do paraliżu? Dlaczego mamy dwie nerki, ale tylko jedną wątrobę? Idź to zmienić.

Zazwyczaj po literaturę fachową sięgają osoby, które się zajmują danym zagadnieniem. Laicy korzystają z opracowań popularnonaukowych. Aluzje do literatury pięknej zaś można znaleźć w zwykłym felietonie.


Jeśli ktoś musiałyby zapoznać się z daną pozycją by zrozumieć nawet zwykły felieton to przeczytałby tę pozycję, ponieważ miałby taką potrzebę. A jeśli nie chciałby tego zrobić, to by znaczyło, że nie zależy mu aż tak na zrozumieniu tego felietonu.


O ile będziesz wiedział, że to jest odwołanie do jakiegoś dzieła i będzie napisane, do którego.
<3

SaDYiA
Posty: 24
Rejestracja: 2010-02-02, 22:01
Kto: uczeń
Przedmiot: Historia
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: SaDYiA » 2010-02-24, 23:29

Dawno, dawno temu, za 3 latami i 6 miesiącami, miałem 16 lat. Też chciałem zbawić cały świat, ale mi przeszło. Ot, chociażby z doświadczenia czerpię wiedzę na ten temat.


Po pierwsze nie staram się zmienić/zbawić świata, bo to jest niemożliwe z wielu powodów. Natomiast są rzeczy, na które mogę wpłynąć i zmienić, co też będę próbował robić.

To się nie wycofuj. W czym tkwi problem?


W tym, że Pan właśnie mi to doradzał stwierdzając, że warto zakończyć edukację na poziomie gimnazjum.

A dlaczego trzeba znać tabliczkę mnożenia? Przecież są kalkulatory. Po co znać zasady udzielania pierwszej pomocy? Można wezwać pogotowie. Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że bez sensu jest, że rdzeń kręgowy jest tak narażony na urazy, skoro jego uszkodzenie może doprowadzić do paraliżu? Dlaczego mamy dwie nerki, ale tylko jedną wątrobę? Idź to zmienić.


Może gdyby Pan szedł tym tropem to by do takich niedorzeczności doszedł, natomiast ja jestem daleki od tego. Miałem na myśli to iż wiele jest niedorzeczności w nauczaniu języka polskiego - tj. uczenia się rzeczy, które mają małą użyteczność i stosunkowo rzadko ich nauka przynosi szeroko pojęty zysk. Jak student medycyny(?) wie Pan chyba, że potrzeba napędza większość rzeczy na tym świecie? Zatem nieznajomość tabliczki mnożenia czy brak umiejętności udzielenia pierwszej pomocy są rzeczami, które stwarzają większe problemy niż niezdolność do domyślenia się co miał na myśli autor tego, czy owego utworu literackiego. I co ważne to o czym piszę DA SIĘ zmienić, natomiast przytoczone przez Pana przykład dotyczące ciała ludzkiego są o wiele bardziej trudne, prawie że niemożliwe do zmiany.

Jeśli uważa Pan znajomość analizy tekstów literackich czy też znajomość wybranych dzieł literatury, to dlaczego nie naucza się w każdej szkole obowiązkowo języka chińskiego, hindi czy portugalskiego? ekonomii? Wszakże i umiejętności z tego zakresu są w życiu przydatne; niektóre bardziej, inne mniej ale jednak.

Ktoś ustalił, że akurat te, a nie inne umiejętności są bardziej przydatne i dlatego jest OBOWIĄZEK ich nauki? A jeżeli popełnił błąd, nie wziął czegoś pod uwagę?

O ile będziesz wiedział, że to jest odwołanie do jakiegoś dzieła i będzie napisane, do którego.


Na tej samej zasadzie jeśli nie zrozumie Pan tekstu w języku fińskim to oznacza, że w szkole powinni uczyć j. fińskiego?

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: vuem » 2010-02-25, 07:23


Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: haLayla » 2010-02-25, 13:02

SaDYiA pisze:
Dawno, dawno temu, za 3 latami i 6 miesiącami, miałem 16 lat. Też chciałem zbawić cały świat, ale mi przeszło. Ot, chociażby z doświadczenia czerpię wiedzę na ten temat.


Po pierwsze nie staram się zmienić/zbawić świata, bo to jest niemożliwe z wielu powodów. Natomiast są rzeczy, na które mogę wpłynąć i zmienić, co też będę próbował robić.


Życzę Ci powodzenia z całego serca. Chociaż świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli Twój zapał nie opadnie przed osiągnięciem pełnoletności, stanie się to w zderzeniu z machiną biurokratyczną państwa.

To się nie wycofuj. W czym tkwi problem?


W tym, że Pan właśnie mi to doradzał stwierdzając, że warto zakończyć edukację na poziomie gimnazjum.


Jeżeli nie pasuje mi zakaz palenia tytoniu w autobusie, to kupuję samochód, bądź rower, czy też idę pieszo. Podobnie również, jeżeli w tym samym autobusie ktoś nie dba o higienę osobistą, to przechodzę na drogą stronę pojazdu, bądź rezygnuję z podróżowania nim.

Jeżeli Ci przeszkadza coś, czego zmienić się nie da, bądź wymagałoby to zaangażowania takich środków, że byłoby to niecelowe - czyli skórka niewarta wyprawki - lepiej zrezygnować i zaakceptować obecny status, bądź w ogóle zrezygnować z korzystania z danej usługi.

A dlaczego trzeba znać tabliczkę mnożenia? Przecież są kalkulatory. Po co znać zasady udzielania pierwszej pomocy? Można wezwać pogotowie. Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że bez sensu jest, że rdzeń kręgowy jest tak narażony na urazy, skoro jego uszkodzenie może doprowadzić do paraliżu? Dlaczego mamy dwie nerki, ale tylko jedną wątrobę? Idź to zmienić.


Może gdyby Pan szedł tym tropem to by do takich niedorzeczności doszedł, natomiast ja jestem daleki od tego. Miałem na myśli to iż wiele jest niedorzeczności w nauczaniu języka polskiego - tj. uczenia się rzeczy, które mają małą użyteczność i stosunkowo rzadko ich nauka przynosi szeroko pojęty zysk. Jak student medycyny(?) wie Pan chyba, że potrzeba napędza większość rzeczy na tym świecie? Zatem nieznajomość tabliczki mnożenia czy brak umiejętności udzielenia pierwszej pomocy są rzeczami, które stwarzają większe problemy niż niezdolność do domyślenia się co miał na myśli autor tego, czy owego utworu literackiego. I co ważne to o czym piszę DA SIĘ zmienić, natomiast przytoczone przez Pana przykład dotyczące ciała ludzkiego są o wiele bardziej trudne, prawie że niemożliwe do zmiany.


Zapewne są możliwe. Ale my nie znamy jeszcze sposobu. Ale to taka dygresja.

Ależ tabliczka mnożenia nie jest potrzebna. Każdy ma obecnie telefon komórkowy, w którym znajduje się kalkulator - choćby prosty. To chyba nie takie trudne? Wiele przedmiotów jest niepotrzebnych. Ale się ich naucza. Jak słusznie zauważył któryś z moich przedpiszców - jeżeli oczekujesz nauki ukierunkowanej na dany przedmiot - idź do zsz, bądź technikum. Ja akurat sobie cenię ogólnokształcący profil szkoły średniej. Dzięki temu, mogłem zmienić swoją deklarację maturalną, nie narażając się na nadrabianie zbyt dużych braków.

Jeśli uważa Pan znajomość analizy tekstów literackich czy też znajomość wybranych dzieł literatury, to dlaczego nie naucza się w każdej szkole obowiązkowo języka chińskiego, hindi czy portugalskiego? ekonomii? Wszakże i umiejętności z tego zakresu są w życiu przydatne; niektóre bardziej, inne mniej ale jednak.


Bo tych języków się w naszym kraju nie używa. Podstawy ekonomii zaś będziesz miał w liceum i na studiach :)

Ktoś ustalił, że akurat te, a nie inne umiejętności są bardziej przydatne i dlatego jest OBOWIĄZEK ich nauki? A jeżeli popełnił błąd, nie wziął czegoś pod uwagę?


Tych ktosiów jest pełno. Są w każdym kraju na całym świecie. Kłóć się z nimi, przekonaj do swojego stanowiska, agituj. Ale rób to lepiej, niż na tym forum. Bo coś Ci nie idzie.

O ile będziesz wiedział, że to jest odwołanie do jakiegoś dzieła i będzie napisane, do którego.


Na tej samej zasadzie jeśli nie zrozumie Pan tekstu w języku fińskim to oznacza, że w szkole powinni uczyć j. fińskiego?


No tak! Przecież tyle pojawia się artykułów, felietonów, instrukcji obsługi i podręczników napisanych w języku fińskim. Jak mogłem tego nie zauważyć?!
<3

Soku
Posty: 4
Rejestracja: 2009-11-09, 15:43
Kto: uczeń
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: wielkopolskie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: Soku » 2010-02-25, 16:06

Ludzie inteligentni którzy znają znaczenie słowa "nauka" nie mają Twoich problemów SaDYiA. Czytam lektury bo to lubię. Chcę się rozwijać. Bardzo lubię matematykę, polski, WOK, lubię słuchać historii, lubię sport. Dlaczego? Ponieważ chcę rozwijać swój umysł. Dziwne prawda? Nie uważaj mnie za "kujona". Nigdy nie miałem wyróżnionego świadectwa.

Widzę, że masz problem który dopada większości nastolatków. Mnie opuścił już po gimnazjum. Społeczeństwo nie wie po co chodzi do szkoły! Przeraża mnie dzisiejsze rozumowanie słów humanista i "matematyk". To, że chcesz być inżynierem nie znaczy, że musisz się zamykać tylko w jednym kierunku.


Nie mam na celu ukazania Twoich słabości. Nie odbieraj tego jako ataku na siebie. Chcę Ci pokazać, żebyś w porę się opamiętał.

Pozdrawiam!


@edycja
Choć przyznam, że sam nie uczę się każdego przedmiotu. Jest to uwarunkowane kilkoma czynnikami. Lecz już teraz wstyd mi za to, że w przyszłości będę mógł powiedzieć, iż z chemii czy fizyki miałem tylko 2.

Joaśka20
Posty: 2
Rejestracja: 2010-04-14, 21:12
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język polski
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Lekcja polskiego - katastrofa

Postautor: Joaśka20 » 2010-04-15, 20:34

Takim tokiem myślenia, jak autorka tego tematu podąża dzisiejsza młodzież. I potem słyszę na ulicy, że "poszłem do brata" albo, że "Mickiewicz to taki malarz z pozytywizmu". Ręce mi opadają.


Wróć do „Przedmioty humanistyczne”