"Dowolność" wyłączałaby jakiekolwiek ograniczenia.
Oznaczałoby to, że nauczyciel, powołując się na badania jakiegoś szalonego, amerykańskiego naukowca, miałby podstawy uznać że - dajmy na to (uwaga dla mniej lotnych umysłów: przykład wyraźnie przejaskrawiony, dla lepszego zobrazowania sytuacji) - przemoc wobec uczniów, kradzież ich mienia czy łapownictwo, albo co tam jeszcze sobie amerykanie wymyślą - faktycznie jest dozwolona, bo jest to przecież "uznana przez współczesne nauki pedagogiczne metoda" (a konkretniej jednego, czy dwóch naukowców).
Kiedy mamy "swobodę", fakt, że coś znajduje się w jakimś umownym katalogu "metod dozwolonych przez naukę" nie oznacza, że faktycznie jest możliwe do zastosowania u nas - bo (trzymając się przyjętego w tym poście przykładzie) miejscowe prawo zabrania kradzieży, łapownictwa i bicia uczniów.
Innymi słowy - swoboda jest ograniczona. "Dowolności" z definicji ograniczyć się nie da.