Nigdy tego nie robisz.
Bo nie od tego tu jestem.
Dobre, a cóż mogło kogokolwiek zaboleć?
Muszą być jakieś przyczyny tak agresywnych reakcji na - oczywiste dość wzmianki - o tym, że nauczycielom niestety zdarza się nie być predysponowanymi do zawodu, który wybrali.
Zdarza się to w każdym zawodzie i każdy normalny człowiek słysząc takie coś o swojej grupie zawodowej jedynie przytaknie, wyrazi co najwyżej dezaprobatę wobec niefachowych kolegów i powie "takie życie" (natomiast w godzinach pracy będzie podejmował starania, by psujący jego grupie zawodowej koledzy jak najszybciej wypadli z rynku). Ale jak widać, nie nauczyciele.
Jakakolwiek wzmianka o tym, że coś gdzieś czasami było, bądź może być nie tak, i że trzeba wyciągnąć jakieś wnioski - kończy się świętym oburzeniem, wytykaniem uczniom ich wad (co miałoby być niby usprawiedliwieniem nauczycieli
), obelżywościami, no i rozbijaniem tematów, epatowaniem obelżywościami, i tak dalej, i tak dalej... Zupełnie, jakbyście od nadmiernego przebywania z młodzieżą zupełnie zdziecinnieli.
Zamiast przyznać zgodnie z prawdą, że - niestety - nauczyciele nie są święci, to potraficie tylko rugać, rugać i rugać - schowanie dumy do kieszeni to za ciężki orzech do zgryzienia dla Was.
W obliczu ostatecznej kompromitacji niektórych członków waszego gremium, która to kompromitacja - mam nadzieję - jest na tyle wyrazista, by była zdolna coś uwidocznić choćby paru ludziom, myślę, że mogę uciąć wszystkie dyskusje, które do tej pory tu prowadziłem. Ku olbrzymiej radości niektórych z was, zapewne.
Zaręczam - krótkie będzie to szczęście, ale mam nadzieję, że intensywne.
Zaczął się rok akademicki i raczej nie będę miał czasu się już z wami użerać, zwłaszcza, że poziom, który osiągnęli co poniektórzy z was nie może być już chyba niższy.
Musiałbym do tego poziomu spaść, i na wasze rynsztokowe komunikaty odpowiadać tym samym. Nie sprowadzę się do wyznaczonego przez was poziomu, a już na pewno nie wyłącznie po to, by takim ludziom coś udowadniać, bo niestety poziom zacietrzewienia niektórych jednostek, z którymi miałem tutaj styczność, powoduje pewną głuchotę na argumenty i ślepotę na fakty. Sensu żadnego w tym by nie było.
Życie codzienne pokazuje, że zmiany na lepsze są możliwe. Duchy totalitaryzmu już na dobre odchodzą do lamusa. Do standardów normalnego, cywilizowanego kraju powraca powoli nawet kolej. Pojawia się nadzieją na porządną, publiczną służbę zdrowia. W urzędach już dawno zaczęto wymagać od pracowników wykształcenia i przestrzegania pewnego kodeksu moralnego. Mam nadzieję, że i w traktowaniu uczniów W KOŃCU dopatrzymy się wyraźnej popraw, że i tu zapanuje "dzisiejszy świat". Społeczeństwo (także ci najmłodsi jego członkowie) jest coraz bardziej świadome tego, że ma prawa, które chronią warunki wykonywania jego obowiązków i coraz częściej zaczyna się o te prawa upominać.
Za moim przykładem - na razie nie śmiało, ale konsekwentnie do przodu - idą kolejne grupy młodych osób. Pewnie za jakiś czas wykiełkują kolejne takie ziarenka. I mam nadzieję, że do tego czasu środowisko nauczycieli trochę dojrzeje do tego, by tym razem słuchać ich bez agresji wywołanej tylko tym faktem, że "gówniarzom niewychowanym śmie się coś nie podobać w naszym cudownym, idealnym i absolutnie bezbłędnym szkolnictwie".
Mądrości wam życzę!
Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...