Ja uważam tak: od wiek wieków przerwa świąteczna nie była formalnie dla nauczycieli czasem wolnym od pracy. Ale jakoś od wiek wieków to funkcjonowało normalnie, tj. skoro uczniowie nie przychodzili do szkoły, to i nauczyciele nie musieli przychodzić, a i tak brali na święta sprawdziany do oceny, czy jakąś dokumentację do robienia. Najważniejsze było, żeby dobrze uczyli.
A teraz najważniejsze będzie, żeby byli wtedy w szkole. Ot, po prostu znajduje się im na siłę jakąś robotę, żeby tylko nie gadano, że siedzą darmo w domu. I coraz bardziej powszechnieje zjawisko bezsensownego ściągania do "pracy" nauczycieli wtedy, gdy nie ma dla nich sensownej pracy. Formaliści! Jednocześnie ci sami formaliści nie zapytują, czy nie trzeba pani oddać dni wolne za sobotę i niedzielę, czy podczas wakacji, kiedy to pani siedziała nad przygotowaniem się do lekcji.