Basiek70, oczywiście, że zakrzykną z oburzenia. No bo jakby inaczej? To, co najbardziej wkurza mnie w tym zawodzie, to głębokie przekonanie sporej części naszego społeczeństwa o MISJI, jaką niesie ze sobą praca w szkole. W związku z tym jako nauczyciel mam przejmować się problemami pojedynczych uczniów, wysłuchiwać i pomagać ich rodzicom i angażować się w pracą w wymiarze znacznie przekraczającym moje obowiązki służbowe. A niby z jakiej racji? Od lekarza oczekuje się wyleczenia danej przypadłości, ale już nie przyklejonego do twarzy uśmiechu. A ja jako nauczyciel powinnam opromieniać uczniów dobrym humorem, dawać im ciągle to nowe szanse i rozkoszować się możliwością rozwijania ich talentów. A może po prostu, tak jak lekarz, mam doprowadzić do określonego wyniku końcowego tj. zdanego egzaminu?
Może część nauczycieli faktycznie cel swej egzystencji upatruje w pracy, ale jest też spora grupa, w tym ja, która poza pracą ma jeszcze rodzinę i dodatkowe zajęcia i pasje i nie zamierza z nich rezygnować po to, aby wyręczać niewydolnych wychowawczo rodziców.
Solidne wypełnianie obowiązków służbowych - tak, ale nic poza tym!