Natomiast nadal uczeń jest uczniem, rodzic rodzicem, a nauczyciel nauczycielem, to nadal tak jest
Niestety- ale nie jest. Jeśli w polskiej szkole uczeń może powiedzieć "nie pójdę na lekcję, bo mi się nie chce" i nie ma na to siły( uruchamia się sądy, wydzwania po rodzicach, którzy mają to gdzieś etc..- i zanim ta machina ruszy, to mijają trzy miesiące, a uczeń nadal robi co chce, bo siłą go do klasy nie doprowadzisz), to jest coś nie tak...Nie pamiętam z czasów, kiedy sama się uczyłam sytuacji, w której uczeń mówił wprost do nauczyciela "spadaj, nigdzie nie pójdę, bo mi się n i e c h c e ". Już sam fakt, że takie coś się dzieje, że uczeń sobie na to pozwala świadczy o jakichś nieprawidłowościach, nie sądzisz?
Rodzic jest rodzicem? Łolaboga...Jako wychowawca książkę mogłabym na ten temat napisać. O bezradności i nieporadności wychowawczej rodziców...
"Niech pan wyciągnie konsekwencje, co lubi najbardziej"?
"komputer"
"to może zabroni mu pan..."
"Nie daj Boże, pani, toż mi dzieciaka zaciuka młodszego z zemsty, kiedy zabronię"...
Tu masz przykład rozmowy dzisiejszego rodzica. Inni płaczą, że nie mają czasu dla dzieci i "może pani coś wymyśli"...
Nie, to wszystko jest chore. W domu i w szkole zaczynają rządzić dzieci. A że do tego niedorosły i nie jest to ich rola, to mamy bałagan...