Che, che.
Widzę, że niedostatecznie podkreśliłem podstawowe założenie.
Uczeń chodzi do szkoły, bo chce (lub jego rodzice chcą). Płaci za nią. Nauczyciel jest usługodawcą, uczeń usługobiorcą. Oczywiście z pewnymi zmianami, w końcu ma też wychowywać.
Świadectwo - papier - nie jest wartością. Oceny służą tylko i wyłącznie uczniowi (i rodzicom, tak, tak) żeby poznał swoje braki i ew. zdecydował czy woli zdać do następnej klasy, czy może powtórzyć obecną jeszcze raz. Wybiera czego chce się uczyć, oczywiście sugerując się nauczycielem (tak jak pacjent radzi się lekarza).
Opisuję tu moim zdaniem formę właściwszą, niż ta obecna. Nie atakuję nauczycieli, szczególnie, że praca z uczniem który może i chce lub nie, niż z tym, który musi, ale nie chce, byłaby o wiele łatwiejsza.
Czy się jednak mylę?