Pomysł jest niby fajny.
Ale co z uczniem, któremu nagle się zmienią zainteresowania?
Na przykład uczy się tylko przedmiotów humanistycznych a nagle dojdzie do wniosku, że chciałby studiować medycynę w przyszłości
.
Zmienia blok przedmiotów i uczy się od podstaw przedmiotów przyrodniczych?
Za pieniądze podatników?
Ile wtedy miałyby trwać poszczególne etapy nauczania aż do okresu studiów?
Na studiach od pewnego czasu tak jest, że jest blok przedmiotów obowiązkowych i blok do wyboru. Jedynym warunkiem zaliczenia roku jest zdobycie odpowiedniej liczby punktów.
Z tego co słyszałam to studenci sobie chwalą ten system.
Tyle, że studia same w sobie wskazują już pewne ukierunkowanie.
Taki system mógłby się też sprawdzić dla uczniów, którzy mają bardzo sprecyzowane plany na przyszłość. U większości dzieciaków raczej takie sprecyzowane plany są rzadkością.
Ja na przykład jestem mamą sześciolatka. Widać jak na dłoni, że humanistą to on nie będzie. Nie bardzo ma też zaplecze genetyczne ku temu. Jednakże nie wyobrażam sobie, że z tego powodu idąc do szkoły będzie się uczył tylko i wyłącznie przedmiotów matematyczno-przyrodniczych. Bo do tych ma wyraźną smykałkę.
Myślę, że mimo wszystko byłoby to dużym zubożeniem dla niego.