edzia pisze:Jak widać, córka aniołkiem nie jest. Mnie trudno jest uwierzyć, że wtedy na lekcji nie rozmawiała.
Nie pytałem cię Edziu czy trudno ci uwierzyć. Poza tym ja też nie do końca wierzę.
I nie ma to znaczenia tutaj. Chodzi mi o metody a nie po powody ich stosowania.
A czy jest aniołkiem? To też bez sensu. Kto z nas był aniołkiem ? Chodzi żeby porozmawiać o tym co się stało i ja tak zrobiłem. Myślę że mam to za sobą.
edzia pisze:W niedawnym wątku jakiś gimnazjalista też pisał, że rodzice mu ograniczają czas na odrabianie lekcji. O co chodzi?
Córka mi nic się nie mówi że jest jej źle jeśli chodzi o lekcje. Wiec też nie wiem o co chodzi z tym jakimś tam gimnazjalistą.
Mi natomiast chodzi o to, że do tej pory robiła te lekcje do oporu. Teraz jest jakiś tam czas na to.
I nie jest tak że córka robi powiedzmy matematykę a ja jej w połowie zadania zeszyt zamykam.
Cel jest taki, że mamy jakiś tam czas i trzeba się z tym uwinąć, a nie siedzieć i myśleć o pierdołach.
Efekt jak na razie dobry. Średnia od początku roku zadowalająca.
edzia pisze:Cóż za inne ważne zajęcia może mieć dziecko w wieku gimnazjalnym, by nie móc się dłużej do lekcji przygotowywać?
No tak...
Myślimy całkiem inaczej. Lekcje owszem.. są ważne. Ale nie najważniejsze.
Jest jeszcze życie. Przecież to się mija z celem. Nauka nie może być jak więzienie.
To musi być ciekawe. Niestety tak nie jest. Jak patrzę w jej zeszyt od historii to widzę tam zdania przepisane żywcem z podręcznika. Jaki to ma sens?
Zmniejszyłem czas nauki z niekończącego się, do 2-3 godzin.
Ale to i tak jest dużo. To wszystko zajmuje za dużo czasu.
edzia pisze:RamzesWrocław pisze:Wtedy mamy 19:30. I co ona ma robić o tej godzinie?
No właśnie mogłaby się jeszcze uczyć, gdyby nie rodzica ograniczenia...
Też ciekawy sposób... Czyli co? Przez połowę życia nauka non stop. A druga połowa praca...
edzia pisze:O, mogłaby na przykład te karne zdania pisać... Nic by się jej nie stało. No ale skoro sam rodzic nie pozwoli... Nie ułatwisz tym sprawy nauczycielce. A dziecku zrobisz krzywdę.
Ja nie jestem od ułatwiania sprawy nauczycielce. Niech uczy co ma uczyć. Ja się staram dostosować i pomagać córce w zaliczeniach sprawdzianów i zdobywania dobrych ocen.
A krzywdę dziecku to myślę że się robi skazując je na przesiedzenie swoich najlepszych lat nad podręcznikami.
Ma się uczyć. Ale nie do oporu..
edzia pisze:Torpedujesz przy dziecku działania nauczyciela.
Nic nie torpeduje. Powiedziała mi że nie gadała. Wiec niewinnych karać nie można.
100% Pewności nie mam. To chyba logiczne. Ale co jeśli nie gadała? Mam dać ją ukarać w tak bezmyślny sposób?
To że mam szacunek do nauczycieli to nie oznacza że ślepo wszystkim wierzę.
Niech nauczyciel wymyśli inne sposoby kar. Gdyby wstawił jedynki osobom przeszkadzającym w prowadzeniu lekcji, to ja bym wtedy wiedział.
A tak to można sobie gdybać.
edzia pisze:Nawet jeśli w ten sposób zmarnuje bezsensownie ze dwa wieczory, to będzie to pożyteczne z punktu widzenia wychowawczego.
Punktem wychowawczym jestem ja. Przynajmniej się staram nim być.
Nie wrzucam nigdy wszystkich do jednego wora. Wiec z mojego punktu wychowawczego ona po prostu nie może tego napisać.
Nie można czegoś robić tylko dlatego że wszyscy to robią. To jest słaby powód.
edzia pisze:Czyli od razu założyłeś, że córka tego zadania nie odrobi, prawda? Masz tylko nadzieję, że nauczyciel nie wyciągnie za to konsekwencji. Bo gdyby, nie daj Boże, zechciał wyciągnąć, to będzie miał z tobą do czynienia, tak? Taką postawę, jako ojciec, chcesz przekazać swojej córce?
Nie założyłem nic od razu> Tego też nigdy nie robię.
Pierwsze co zaczęła robić z lekcji to właśnie pisanie tego.
Rozpisała sobie na kartkach 1000 punktów i zaczęła pisać.
Przyszedłem do niej po godzinie dopiero bo nie miałem czasu wcześniej.
Zobaczyłem co robi i zapytałem na co to.
Potem zapytałem czy gadała.
I stwierdziłem że nie mamy na to czasu. Fakt że jest weekend nie oznacza żeby nasze lekcje przeciągać na sobotę. Lekcje z piątku robimy w piątek.
I nie rób ze mnie jakiegoś zbira. A przykład zawsze starałem się dawać dobry.
Niestety córka ma słaby charakter. Dała się przekonać koleżance czy kolegom i wyszło jak wyszło. Taki wiek. Myślę że się to już nie powtórzy.
edzia pisze:Ale to nie znaczy, że gdyby gimnazjów nie było, nie trzeba byłoby wychowywać dzieci
Dzięki.. Sam bym na to nie wpadł.
To czego uczą w tej szkole to wpychanie ogromnej ilości bezużytecznych informacji.
Dużo z tego można by skrócić robiąc miejsce na przedmioty podstawowe.
edzia pisze:RamzesWrocław pisze:Jeszcze półtora roku szkolnego i mam nadzieje że się polepszy.
Ja bym na to nie liczyła.
Spokojnie.. Trzeba być optymistą
malgala pisze:A może tak jakąś lekturę poczytać jeszcze, coś powtórzyć, czymś się zająć, a nie do łóżeczka jak małe dziecko.
Tak. Lektury też czyta. Nie wiedziałem że muszę to tak wyszczególniać. Robi też ćwiczenia i czasem opracowuje tematy sama. Taki mój własny sprawdzian czy pamięta coś z lekcji, czy może tylko bezmyślnie przepisuje to co dyktują.
malgala pisze:jakoś nie widzę w tym rozkładzie dnia czasu na pomoc w pracach domowych.
To, że córka do 14.30 ma lekcje nie oznacza, że przez 6,5 godziny w szkole intensywnie pracuje. Są lekcje wymagające różnych form aktywności ucznia, są przerwy. Nie jest aż tak bardzo przepracowana.
Też uczę w gimnazjum i moi gimnazjaliści jakoś potrafią znaleźć czas i na naukę, i na rozwój własnych zainteresowań, i na życie towarzyskie. A większość z nich jeszcze w gospodarstwie pomóc musi.
To niech skompresują te lekcje żeby tyle czasu nie zajmowały.
Jeśli chodzi o twoich uczniów to nie wiem czemu u ciebie wszyscy są tacy ekstra..
Pomoc w pracach domowych jest mała. Na razie skupiam się na jej średniej.
Jak widać techniki wychowania są różne. Bo gdzie np miejsce na pomaganie w domu znajdzie Edzia? Skoro dziecko ma się uczyć do oporu?
Czy to jest zdrowe?
Czemu odnoszę wrażenie że jestem atakowany?