matmanamaksa pisze:Dlaczego do Basso Profondo mówisz Miwuesie, drogi Vuemie? Czy ty go jakoś wyzywasz w ten sposób, to obraźliwe?
Och, broń Boże, jakoś tak z przyzwyczajenia...
Basso profondo pisze:Tak, bo to jest objaw braku zaufania do rzetelności mojej oceny. Jeżeli ktoś ma podstawy do tego braku zaufania to ok, wtedy nie protestuję. Ale dupochronów nikomu nie będę tworzyć.
Każde pytanie w takim razie traktujesz w ten sposób...gdy Cie zapyta o to, co masz w planach robić lub nie daj Boże poprosi o taki plan na piśmie, to będzie brak zaufania do Twych umiejętności.
Czy nie przyjdzie Ci do głowy, że może to nie brak zaufania do Twoich umiejętności, a zainteresowanie problemem ucznia, jak wielkie zaległości sobie zrobił, jakie widzisz rokowania na przyszłość?
Nie posądzałbym Cie o jakąś fobię, czy przerost ego...
"Jeśli jest to objaw braku zaufania"...ale znów dyrektor musi udowodnić Ci, że tego zaufania nie ma?;)
Basso profondo pisze:Owszem, póki pracownik chce je wykonać. A jak nie chce, to polecenie musi przybrać postać pisemną, żeby można było pracownika ukarać.
Kiedy wszystkie bezsensowne polecenia dyrektor będzie musiał wydawać na piśmie, to będzie tych bezsensownych unikał, proste.
Człowieku, przecież taka postawa, to zarzewie konfliktów i niezdrowej atmosfery.
Jaką krzywdę Ci uczyniono, że tak postrzegasz relacje nauczycieli i dyrekcji?
Basso profondo pisze:Na wniosek ucznia lub jego rodziców (prawnych opiekunów) nauczyciel uzasadnia ustaloną ocenę w sposób określony w statucie szkoły.
A tu dyskusja toczy się o uzasadnianiu na widzimisię dyrektora.
Za chwilę na podstawie rozporządzenia udowodnimy, że dyrektor nie ma prawa nawet poznać ocen uczniów...
Przecież nauczyciel podlega swojego dyrektorowi (nie pisze już w kontekście po prostu współpracy nauczyciela i dyrekcji, bo to traktowane chyba jest jako nonsens, wszak nauczyciel ma swoje prawa zagwarantowane KN i wara od choćby pytania go o powody jakiekolwiek działania), nadzoruje szkołę, w której ten nauczyciel pracuje, nie rozumiem czemu zakładasz, że twoje obowiązki określa jedynie ustawa, czy rozporządzenie.
Wszędzie tam, gdzie obok ucznia i jego prawnych opiekunów nie wymienia się dyrekcji, tam dyrektor nie ma prawa wiedzieć tego samego?
Jak się to ma do wcześniejszego posta?
Rozporządzenie mówi gdzieś o tym, że "w przypadku podejrzewania nierzetelności w ustaleniu oceny ma prawo żądać od nauczyciela takiego uzasadnienia"?
I znów to "widzimisię" ...
Trąci mi to ... pieniactwem drogi Bosso
Basso profondo pisze:Nie uważasz tego uzasadnienia za zbyt ogólne? Przecież pisanie czegoś takiego to wyłącznie spełnienie biurokratycznego obowiązku, ten proceder odczłowiecza zarówno ucznia, jak i nauczyciela.
Ogólne? Nie raz wystarczy coś opisać w kilku słowach. Przecież nie odbywa się to w czasie rozmowy nauczyciela z farmaceutą, który nie ma pojęcia o naszej praktyce, a między ludźmi "tej samej branży".
Basso profondo pisze:Ustne uzasadnienie oceny powinno zawierać dużo więcej, to jest czasem 30-minutowa rozmowa. Jakie konkretnie braki ma uczeń? Jakich konkretnie wymagań nie spełnia? Na czym polega jego lekceważący stosunek do przedmiotu?
I wreszcie - co się musi stać, żeby następna ocena była wyższa?
A po co?
Mam dyrektora i pozostałych nauczycieli informować o każdym szczególe materiału z każdej niezaliczonej pracy klasowej? Mam szczegółowo opisywać każdy objaw lekceważenia obowiązków, czy nie wywiązania się z powierzonych zadań?
Mam przed nimi roztaczać barwne opisy wszystkich możliwych scenariuszy, które biorę pod uwagę, gdy rozważam szanse na poprawę?
Czy gdy jestem przekonany, że wynika to z lekceważenia przedmiotu, to potrzebuję więcej niż kilak chwil, by swoje zdanie wygłosić i uzasadnić?
Na długie rozmowy jest czas w ściślejszym gronie "zainteresowanych", a nie na posiedzeniu RP, gdzie pojawiają się informacje dotyczące wielu uczniów.
Nie sądzisz, że znacznie mniej energii, wysiłku kosztowało by Cię podanie tego uzasadnienia niż rozważanie, czy dyrekcja prosi o to z powodu "widzimisię", a nie troski, czy zainteresowania, czy tez może podejrzewa Cię o brak profesjonalizmu i w konsekwencji "awanturka" z poleceniem na piśmie w tle i teczka z wydrukowanymi paragrafami?
Nie lepiej w końcu, by dyrektor był zorientowany w "sytuacji" na wypadek wizyty rodzica, który okazuje się pieniaczem?
Wolałbyś stanąć na przeciw kolejnej osoby, która mógłbyś paragrafami zasypać i uświadomić w kwestii praw nauczyciela i praw rodzica?