
Zastanawia mnie, czy dalej funkcjonuje pewien dziwny sposób radzenia sobie z niesfornymi i słabymi uczniami, który doświadczyłem wiele lat temu. Mianowicie chodzi mi o sadzanie w ławce najgorszego ucznia (w sensie zachowania) z najlepszym i najgrzeczniejszym?
Wg mnie było to pójście na łatwiznę i zrzucenie problemu na prymusa. W zamian za dobre wyniki był karany sadzaniem z kimś, dla kogo nie był autorytetem, bo np. nie popisywał się przed klasą, co mogło przysporzyć mu tylko problemów z takim łobuzem. Mogło to nawet zadziałac destrukcyjnie na tego "lepszego". A szansa, że ten drugi się poprawi jest znikoma, co wiemy już z doświadczenia jako dorośli ludzie.
Mam nadzieję, że nie stosuje się już tego.
