Hersylia pisze:Jak widać w wątku tacy ludzie są w mniejszości - chyba na zasadzie "papier przyjmie wszystko"

I całe szczęście, bo dla mnie to taka automatyzacja - zamienienie wychowania przez autentyczny kontakt z uczniem na papierki.
To raczej szczegół techniczny. Nic więcej.
Hersylia pisze:Naprawdę, rzadko (zwłaszcza, jeśli już podjęli naukę w szkole średniej) zdarzają się autentyczne obiboki czy leserzy - jeśli uczeń nie chodzi do szkoły, to coś musi być w niej nie tak.
Powodów może być wiele. Zdarzają się leserzy, zdarzają się tez uczniowie z problemami, które należy uznać za obiektywny i nie zawiniony powód problemów szkolnych. Oczywiście może się zdarzyć, że powodem są jakieś nieprawidłowości w szkole.
Niczego by tak kategorycznie i automatycznie za przyczynę nie uznawał.
Hersylia pisze:Tak byłoby łatwiej - np. ze mną. Ja musiałam np. powtarzać rok, bo wcześniej spisywano ze mną kontrakty, które wydawałyby się totalnym oszustwem.
To znaczy, że powodem Twoich niepowodzeń było nie wywiązanie się nauczyciela z kontraktu? A co niby konkretnie "zmusiło Cię" do porzucenia swoich obowiązków?
Jakie konkretnie punkty tej umowy nie zostały dochowane, skoro zdecydowałaś się "olać" szkołę?
Co musi zrobic nauczyciel, by uczeń zdecydował się nie wywiązać ze swoich obowiązków...w ramach jakiegoś protestu, na złość...
miwues pisze:Bo to co najwyżej umowa w sensie potocznym, mocy prawnej nijak toto nie ma. Moc prawną ma za to polecenie nauczyciela.
A jakie niby to Miwuesie ma znaczenie? Wg mnie żadne.
Jakie praktyczne znaczenie ma fakt, że nauczyciel ma prawo - z mocy prawa, ustaw i rozporządzeń - wydawać polecenie uczniom. Oni się nad tym nie zastanawiają nawet, dla nich to nie ma znaczenia. Jeśli je wykonują, to nie dlatego, że te polecenia mają moc prawną, a dlatego, że czują konieczność/potrzebę/chęć ich wykonania.
A jeśli już bardzo chciałbyś tej "mocy prawnej", to skoro moje polecenie ma moc prawną, to nie ma sprawy, wydam polecenie, by taka umowa była wiążąca.
