Na początku, bardzo dziękuję za nieocenione rady i refleksje zawarte w tym wątku.
Jestem nauczycielem pracującym w nauczaniu zintegrowanym. Pracuję osiem lat i - wybaczcie banał - bardzo lubię swoją pracę. Mimo, żem jest facet, nigdy nie żałowałem wyboru kierunku studiów, mimo łatki żywego kuriozum
W tym roku pracuję z pierwszakami i ... trafił mi się uczeń który stanowi olbrzymie wyzwanie. Początkowo nic nie zapowiadało nadciągających problemów - był dość ruchliwy, ale bez problemu dawał się "okiełznać". W połowie roku (grudzień?) uczeń zaczął wpadać w stany niepohamowanej złości. Nigdy z czymś takim nie spotkałem się wcześniej - dostawał szczękościsku, zmieniała się jego mimika twarzy, napinał wszystkie mięśnie i cedził przez zęby groźby w kierunku dzieci i moim. Często rzucał w innych przedmiotami krzycząc: "zaabiijee cieee!!!"

. Powody wydawały się błahe - np. potrzeba przerwania pracy i wyjścia na przerwę lub obiad, lub jakiekolwiek "nie" ze strony rówieśników czy nauczycieli. Miałem wrażenie, że oto stoi przede mną polska Regan z "Egzorcysty. Nie chcę trywializować - na prawdę nie było do śmiechu...

.
Czułem się bardzo...hm... zdezorientowany. No dobrze - byłem cholernie przerażony. Do tej pory, autorytet u tak małych dzieci dostawałem, poniekąd, "z urzędu" - nie wysilając się zbytnio

a tu nagle - niespodzianka - wszystkie znane mi metody zawodzą.
Streszczając swoją opowieść - opinia poradni: ADHD. Jednak nie rozwiązywało to sprawy - uczeń mimo leków nadal potrafił stracić panowanie i realnie zagrażał innym. Tego nie da się opowiedzieć. Tygodnie, gdy rodzice wzywani do szkoły codziennie. Moje prośby o pomoc Pani Dyrektor (nigdy wcześniej nie uciekałem się do takowych), płacz innych pobitych i przestraszonych dzieci. Pretensje (uzasadnione) ich rodziców. Płacz matki tegoż chłopca...
Na szczęście! Ostatni miesiąc i wraz z pierwszymi źdźbłami traw kiełkuje nadzieja, że obędzie się bez egzorcyzmów!
Co działa w przypadku mojego dziecka? Poprosiłem rodziców o napisanie pisma w którym proszą o możliwość pozostawienia ucznia w klasie w celu wyciszenia. W tej chwili, gdy wychodzimy na przerwę, uczeń zostaje sam w klasie. Jest spokojny (na przerwie "czynnikiem zapalnym" był hałas i nadmiar bodźców), a ja mam przynajmniej niewielką "asekurację" formalną.
Zauważyłem, że uczeń respektuje moje polecenia tylko gdy wydam je metodą na "Urzędnika Urzędu Skarbowego";) - "tak - nie", "dobrze - źle", "możesz - nie możesz". Przy tym - moja twarz - maska, zero emocji, emocjonalny chłód, zero uśmiechu. Wiem, że brzmi to potwornie... zwłaszcza w stosunku do 7 letniego dziecka, ale działa, gdy wszystko inne zawodzi. Eksperci piszą, że "dziecko z ADHD bez pochwał więdnie jak roślina bez wody". Ok, jednak w przypadku mojego malca pochwała często skutkowała wybuchem furii i agresji (!). Dopiero pochwały jednowyrazowe odnoszą skutek. Także kochani - szukajcie klucza, czasami zupełnie wbrew ogólnie przyjętym "prawdom".
Dodam jeszcze, że uczeń pracuje w bardzo osobliwy sposób. Nie uczestniczy w toku lekcji, zajęty jest ... pisaniem liter i wyrazów. Robi to obsesyjnie wręcz, neurotycznie, machinalnie, wyłączając się zupełnie. Czynność ta wyraźnie go uspokaja. Nie sądzicie, że zakrawa to na...hm... zachowanie autystyczne?
Dodam jeszcze, że mama przyznała, że często aby wymóc na dziecku wykonanie polecenia - biła...
Kurczę, mam nadzieję, że będzie dobrze, że sobie poradzę... że dzieciak jakoś wdroży się w szkolną rzeczywistość.
Wybaczcie, że piszę chaotycznie i zbyt wylewnie - ale mój post - jak widzę i czuję - ma wyraźnie katartyczny cel
Do nauczycieli mających w klasie uczniów z ADHD - każdy przypadek inny i nie ma recept - to już wiecie, jednak nie obwiniajcie się za ewentualny brak progresu. Co więcej - nie obwiniajcie się za regres. Róbcie co w Waszej mocy. Bez samoudręczania.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
g300