Chciałbym poprosić o poradę. Jestem nauczycielem języka polskiego z kilkunastoletnim stażem zawodowym. Obecnie uczę dzieci z klas IV-VI w małym miasteczku.
W sierpniu zdawałem egzamin na nauczyciela mianowanego. Egzamin przebiegał w sposób dla mnie nieprzyjemny z racji (eufemistycznie pisząc) niekonwencjonalnego zachowania jednej Pani Ekspert. Osoba ta zadawała pytania skonstruowane ze zdań wielokrotnie złożonych, z naruszeniem zasad jasności, prostoty i zwięzłości stylu, mówiła szybko, agresywnym tonem, unikała kontaktu wzrokowego, przerywała mi w pół zdania. Miałem kłopot ze zrozumieniem tego, o co jej chodzi, a jeśli już metodą prób i błędów udawało mi się rozpoznać jej intencję, to kobieta nie pozwalała mi się do końca wypowiedzieć, przerywała i zadawała kolejne, równie zawiłe pytanie. Pytała głównie o kryteria oceniania i interpretację przepisów. Oczywiście, moja interpretacja rzadko pokrywała się z interpretacją pani egzaminator. Odniosłem wrażenie, że bardzo chciała zdemaskować moją niekompetencję, do tego stopnia, że negowała ewidentnie poprawne odpowiedzi. Za błędną uznała odpowiedź, że przy ocenie prac pisemnych stosuję przynajmniej dwa stałe kryteria, a z kolei moje zalecenie prowadzenia literackich blogów internetowych uznała za zamach na prawa ucznia. "Teatralne ciskanie się" - tak poetycko określiła postawę Pani Ekspert koleżanka, która zdawała przede mną.
Przeszedłem już kilkadziesiąt egzaminów na moich pierwszych i drugich studiach magisterskich, na studiach podyplomowych, ale z żadnego nie wyszedłem tak upokorzony i zniesmaczony. Oczywiście zdałem, ale wszelką satysfakcję na dłuższy czas szlag trafił.
Pani Ekspert jest pracownikiem Wojewódzkiego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Dyrektor naszej szkoły zaprezentował dziś dziś ofertę WODNu. Najważniejszy (zalecany) kurs dla polonistów dotyczy oceniania umiejętności wypełniania testów sprawdzających umiejętność ich wypełniania, czyli tego, w czym braki usiłowała mi wykazać Pani Ekspert na egzaminie. Podobny kurs przechodziła parę lat temu opiekunka (była) mojego stażu. W oparciu na tym, czego się tam nauczyła, mamy w szkole skonstruowane kryteria oceny, uwzględnione w PSO i od kilku lat praktycznie wykorzystywane. Dyrektor (naoczny świadek moich egzaminacyjnych mąk) zasugerował, że może wziąłbym udział w tym szkoleniu. Sugestia to chyba nie polecenie służbowe? Odpowiedziałem, że wolałbym wziąć udział w innym kursie (gdyż uważam to za stratę czasu), ewentualnie w takim samym kursie, lecz w innym ośrodku.
Jak przekonać Dyrektora i w ogóle - co byście zrobili na moim miejscu uwzględniając fakty:
- kurs jest w moim subiektywnym mniemaniu niepotrzebny, tzn. udział w nim nie poprawiłby jakości mojej pracy,
- złudzenie mojej egzaminacyjnej niefachowości wynika głównie z mojego gapiostwa (czyli nieumiejętności odgadywania cudzych życzeń) oraz złej woli i braku kompetencji psychologicznych Pani Ekspert,
- podobne szkolenie nie jest organizowane w żadnym innym ośrodku w Polsce,
- kurs jest odpłatny, ba, najdroższy z całej oferty ODNu (chociaż aspekt finansowy niekoniecznie jest w tym przypadku ważny),
- kurs organizuje i prowadzi Pani Ekspert z mojego egzaminu.
Przyznaję, że jestem trochę wzburzony i nie chciałbym podejmować pochopnej decyzji. Jeśli ktokolwiek chciałby się w tym temacie wypowiedzieć, może liczyć na to, że jego odpowiedź zostanie uważnie przeczytana. Pozdrawiam,
