miwues pisze:Dlaczego nonsens? O wymaganiach i treści oceny decyduje nauczyciel.
miwues pisze:Właśnie tak, takie mam prawo.
Dokładnie, ale również RP jeśli podejmie zgodnie decyzję o ustaleniu kolektywnie (bez sprzeciwu) takiego samego progu, to chyba nie jest w tym nic złego, ani niezgodnego z interpretacja rozporządzenia, co mam wrażenie sugerujesz.
miwues pisze:Nie. Zapis z uwzględnieniem przepisów rozporządzenia dotyczy nie jednego paragrafu rozporządzenia, lecz całości oceniania w szkole. Statut może tylko dookreślać przepisy rozporządzenia, nic więcej, żadnych nowych treści.
Chcesz udowodnić, że RP nie ma prawa ustalać progów wspólnych dla wszystkich przedmiotów, możliwa jest jedynie "cicha" umowa między nauczycielami, gdyby chcieli zunifikować takie wymagania, tak?
Jeśli nawet w taki sposób należałoby rozporządzenie rozumieć, to byłby martwy przepis, który praktyki szkolnej nie zmienia.
Bo jaka różnica w tym, czy podejmujemy uchwałę, czy tez kolektywnie i zgodnie stosujemy pewne zasady jako pojedynczy autonomiczni nauczyciele? Żadna.
miwues pisze:Mącisz. Opinia RP jako organu kolegialnego wyraża się w postaci uchwały (głosowanie, wola większości). Nie musi być ona tożsama z opinią poszczególnych członków organu kolegialnego.
Pisałem o nauczycielach, których decyzja jako jednostki i jako członka RP jest tożsama.
Nikt nie będzie mnie zmuszał, bym stosował w ocenianiu taki a nie inny próg zdawalności testów, czy narzucał mi wymagania na dana ocenę.
Mówię o sytuacji, gdy kolektywnie szukamy rozwiązania i dochodzimy do konsensusu, który jest akceptowany przez wszystkich.
Jeśli się ktoś z wolą większości nie zgadza i nie potrafi przekonać do swoich argumentów, to pozostaje mu ( w granicach swej autonomii) zachować własne odrębne zasady.
Jednak, gdy ustalimy wolę przeprowadzania testów semestralnych i rocznych, to wtedy wspólny mianownik powinniśmy znaleźć. I w moim miejscu pracy, to się udało.
miwues pisze:Nie bardzo rozumiem. Wolno im to zrobić, co nie znaczy, że mają takie prawo?? To chyba jakaś wewnętrzna sprzeczność.
Chciałem powiedzieć, że w kwestiach, które są autonomiczne dla poszczególnych nauczycieli
mogą oni kolektywnie przyjąć wspólne zasady - mają do tego prawo.
Nie mają obowiązku takich kolektywnych decyzji (w ramach tychże autonomicznych rozwiązań.
Nikt nie ma prawa narzucania swojej woli.
miwues pisze:Każdy nauczyciel może mieć swoje własne wymagania.
Może.
Ale jeśli zechce, wraz z pozostałymi, przyjąć wspólne zasady, to mu wolno, prawda?
miwues pisze:"No ale nie jesteś, dziecko, u innego nauczyciela, tylko u mnie. Czy ja jestem podobny do innego nauczyciela?""
Zgadza się i często takie tłumaczenia używam gdy taka sytuacja ma miejsce.
Co nie zmienia faktu, że niekiedy łatwiej jest zaakceptować zmianę swoich zasad - jeśli nie dotyczy jakichś fundamentalnych, kluczowych spraw - i uniknąć takich pretensji ze strony uczniów, czy ich rodziców, gdy takie argumenty do nich nie trafiają.
Jeśli uznasz, że zmiana np. tego progu z 50% na 40%, czy odwrotnie nie jest dla Ciebie problemem, bo przecież jeśli chcesz być bardziej lub mniej wymagający, to podnosisz lub obniżasz poprzeczkę w kwestii skali trudności na ten przykład, a wtedy i wilk syty i owca cała.
Wychodzę z założenia, że należy swoje życie ułatwiać, eliminować pewne problemy wszelkimi sposobami, zamiast twardo, ale bez zrozumienia ze strony uczniów,czy ich rodziców, stać na swoim stanowisku, choćby było one poparte niezaprzeczalnymi prawami.
Oczywiście nie wyobrażam sobie, by to zrobić w niezgodzie z własnym sumieniem.
miwues pisze:Ja wolę dawać uczniom rzeczywiste poczucie sprawiedliwości, nie pseudo. Jesteś u mnie, mnie podlegasz i obowiązują cię moje zasady. Moje zasady mają być sprawiedliwie, zasady innych mnie nie interesują
To dotyczy Twoich zasad w kwestii oceniania, czyli uzyskiwania określonego poziomu oceny, bez względu na to, czy jest to 30%, czy 50% na ocenę dopuszczającą.
Natomiast ja piszę o sytuacji, gdy uczeń, czy jego rodzic nie rozumie tego, że jeden nauczyciel może mieć inne wymagania od drugiego.
edzia pisze:Ale jak wyobrażasz sobie transponowanie ocen cząstkowych ustalonych wg progu zdawalności, załóżmy, 50 % na oceny klasyfikacyjne wg progu zdawalności 30 %? Czyli w ocenianiu bieżącym dopuszczasz różne progi zdawalności u różnych n-li, a w ocenianiu klasyfikacyjnym - już jednolite u wszystkich?
Miałem na myśli testy semestralne o których pisałem wcześniej, a napisałem o klasyfikacji. Szybko i burzliwie dyskusja się toczy. Sorry.
Oczywiście byłoby to trudne. Dlatego najprościej by było, gdyby kryteria dotyczące skali ocen były takie same w całej szkole, jeśli w klasyfikacji uwzględnia się takie testy lub w skali przedmiotu, gdy naucza go kilku nauczycieli.
edzia pisze:A wszyscy zgodziliby się? U nas ja zgodziłabym się tylko pod warunkiem, że ten próg wynosiłby co najmniej 50 %.

No, ale wówczas anglistki nie zgodziłyby się.
Miałem ten sam problem, ale jako członek społeczności mam na celu zgodę, a nie konflikt. Tak więc, gdy nie udało mi sie przekonać innych przyjąłem ich zasady.
Drobna kosmetyka w moich wymagania pozwala mi jednocześnie być w zgodzie z podjętą wspólnie zasadą (chciałem w tej wspólnej decyzji uczestniczyć, nie byłem zmuszany

) i pozostać wymagającym.
Anglistki się nie zgodziły ... no jestem anglistą, który prędzej zrozumie matematyka, że 30% mu wystarcza, ale biorąc pod uwagę specyfikę własnego przedmiotu, stosowanych sprawdzianów i testowanych umiejętności, to 50%, a nawet 60% powinno być progiem minimalnym pozwalającym uznać umiejętności i wiedzę za wystarczającą dla uzyskania oceny pozytywnej.
Zresztą próg 60% procentowy z powodzeniem stosuje w szkole językowej.
PS. Jestem tu biednym Pudzianem okładanym przez co najmniej dwóch Silvów, więc wybaczcie, jeśli w ferworze pisaniny trochę kręcę
