Edziu,
Oboje teoretyzujemy, bo opis sytuacji jest lakoniczny.
Co oznacza, że różne wersje można brać pod uwagę, różne mogą być powody tej sytuacji...
...tylko, czemu prezentując jakąś wersję wydarzeń łatwiej jest założyć, że to wina ucznia, a rodzic wpada tu, by szukać haków? Brak wiary w uczciwe intencje?
Czemu "nie jesteś pewna", że rodzic ten zamiast po prostu szukać informacji, przepisów i rady, "szuka haka"? Łatwiej uwierzyć w te negatywne intencje?
A złych intencji jesteś pewna? Jeśli nie, to czemu o nich tylko wspominasz, a innych nie, choćby jako jednej z możliwości?
Wyobraźmy sobie, że ocenę wystawiono niezgodnie z przepisami. Czy nie jest to wina nauczyciela i jego grzech, a rodzic dowiadując się tego i ujawniając, jak również w swej interwencji wykorzystując nic złego nie robi?
Jeśli postarać się obiektywnie podejść do sprawy, to można dojść do wniosku, że jest również możliwa sytuacja, że jest (też) to wina nauczyciela.
Wyobrażając sobie ucznia dobrego i tak ocenionego na I semestr nie wyobrażam sobie dopuścić do sytuacji, by ten sam uczeń nagle zawalił wszystko.
To tak jak z frekwencją, gdy uczeń przestaje do szkoły przychodzić, to czy nie interesujemy się jego sytuacją?
Ile ocen średnio w semestrze stawiamy? Od kilku do kilkunastu załóżmy.
Więc, co? Uczeń zawala pierwszy sprawdzian - OK, każdemu może sie zdarzyć.
Zawala drugi - moja lampka alarmowa się zapala - muszę się zainteresować przyczyną, postarać się pomóc.
Dostaje trzecia lufę - no, chyba nie można tego ignorować?
A w jaki inny sposób można semestr zawalić?
Główne opcje moim zdaniem są takie:
1. Uczeń olał nagle wszystko - zakochał się, "zapisał" do punków, wpadł w narkotyki itd - nauczyciel ma obowiązek się zainteresować i pomóc (wraz z innymi pracownikami szkoły, rodzicami itd.), również w kwestii nauki i ocen.
2. Uczeń "zgłupiał" i po prostu zlekceważył wszystko, przestało mu na szkole zależeć, jest leniem, głuchym na motywację, zachętę, groźbę - nauczyciel ma obowiązek się sprawa zainteresować i uczniowi pomóc (wraz z j.w.).
3. W drugim semestrze był jeden obszerny i niezmiernie ważny dział, bez którego o pracy w kolejnych latach nie ma mowy - przypadek opisany przez Malgalę. Nauczyciel powinien dać możliwość poprawy, może nawet na niestandardowych warunkach, skoro od jednej oceny, od jednego testu, jednego dnia tak wiele zależy - nie mamy póki co studenckiego systemu...choć i na studiach niekiedy zaliczać można kilkakrotnie.
4. Uczeń w drugim semestrze uzyskał kilka ocen z rożnych działów, ogólna ocena tego semestru budzi wątpliwości nauczyciela - nie powinien może jednak przemyśleć sprawy zanim zakomunikuje o braku szans na ocenę pozytywną, choćby to była tylko ocena proponowana, a nie wystawiona?
5. Można pewnie coś jeszcze dopisać...nie chce mi się wymyślać
Generalnie rzecz biorąc sytuacja, gdy 4-owy uczeń zawala II semestr i oświadcza mu się, że nie otrzyma promocji jest chora.
edzia pisze:A co jeszcze byś zrobił? Sprawdził, czy aby na pewno został "sprawiedliwie" i zgodnie z procedurami oceniony?

Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, by dziecku pomóc, zajmując sie nie tylko powodami tej sytuacji, ale również rozwiązaniem, czyli zmotywowaniem, stworzeniem warunków do bardziej wytężonej pracy, jeśli taka potrzeba itd.
Również sprawdziłbym sprawiedliwość oceny. (bez puszczania oczka)
A co niesprawiedliwych nauczycieli nie ma?

Edziu...
Reasumując, jeśli na podstawie tak oszczędnego opisu miałbym swoje zdanie prezentować, to uważam, że winą za tę sytuację można obarczyć: obie strony, ucznia tylko lub tylko nauczyciela. Wszystkie 3 opcje są równie możliwe, więc za niewłaściwe uważam optowanie tylko na jedna z zasady i traktowanie takiego zapytania rodzica od razu z podejrzeniem niecnych intencji.
Bo nawet, gdyby po to tu przyszedł, by sprawdzić "legalność" tej oceny, to ani przepisów, ani nawet zasad dobrego wychowania nie złamał - ma prawo do tego, ocena musi być jawna i wystawiona zgodnie z przepisami.