Jak na razie ta praca to dla mnie jeden wielki stres. Tak, jak pisałam wcześniej, jestem praktycznie pozostawiona sama sobie, nie wiem czy to wszystko co mam robić robię dobrze. Uczniów mam opornych na wiedzę (nie wszystkich), a do tego niektórzy są chamscy, no i jakoś trzeba sobie z niektórymi na lekcji radzić (ogólnie rzecz biorąc dyscyplina). Często jest tak, że właściwie mówię sama do siebie. Człowiek by chciał przygotować jakieś pomoce, a nawet jak to zrobi, to i tak mają to gdzieś.
Do tego dobija mnie ta szkolna otoczka: jakieś przedstawienie, akademia, co prawda nie robię tego sama, ale to tez kosztuje kupę czasu i wysiłku. Nie mam o to do nikogo pretensji, ale jak na "świeżynkę" to za dużo tych nowości i za mało pomocy.
Jestem stażystką i wiadomo, że wile widziane byłoby zorganizowanie czegoś np. jakiś konkurs, myślałam już nawet o czymś takim i byłam gotowa postarać się o nagrody
z własnych pieniędzy, ale w szkole nie ma z kim pracować. Jak na razie: nigdy więcej do gimnazjum: zbiorowisko młodzieży w najgłupszym wieku w jednym miejscu.
Czasem to jestem tak znerwicowana, że myślę, że się chyba rozchoruję. A przecież ja też mam swoje życie prywatne i nie mogę żyć tylko szkołą. I jak na razie to przeraza mnie perspektywa, że miałabym iść znowu do pracy w szkole, bo boję się, że będzie tak samo jak obecnie....