Tak ostatnio się zastanawiam nad senem integracji, nad realiami, perspektywami. Czy wg Was pełna integracja uczniów pełno i niepełnosprawnych jest w ogóle możliwa? Obserwuję dzieciaki z chyba wszelkimi możliwymi niepełnosprawnościami, i - pół "biedy", jeśli dziecko ma np. zaburzenia zachowania, adhd... przeważnie reszta klasy nawet nie wie, że dziecko ma problem. Albo jest uczeń niedowidzący - tak samo. Ale jeśli jest ruchowo niepełnosprawne, a do tego intelektualnie? Albo - niedosłyszące i ma znacznie obniżone funkcje poznawcze? I tak dalej.
Wydaje mi się, że moja klasa jest całkiem nieźle zgrana, nigdy nie zdarzają się sytuacje nieprzyjemne wobec uczniów integracyjnych, ale jednak - zdrowe dzieci idą wciąż do przodu, prędko, i z wiedzą, i rozwojem ruchowym, i coraz mniej jest pól, na których mogą spotkać się z tymi niepełnosprawnymi

Nie wiem, ile w tym mojej winy, i czy w ogóle? Bo może - tak właśnie jest i będzie, że w pewnym momencie obie grupy wyrastają z siebie i idą własnymi ścieżkami, różnym tempem? I - tylko czasem gdzieś na siebie wpadną, kiedy akurat siebie potrzebują?