Nie rozumiem jak można dla świętego spokoju łamać zasady, przymykać oczy na niewłaściwe zachowanie uczniów
A ja rozumiem. Rozumiem ten strach przed biedą, przed mobbingiem. Rozumiem, jak trudno jest na wsi i w małym miasteczku znaleźć jakąkolwiek pracę. Rozumiem, jak trudno się żyje z zasiłku. Rozumiem, jak to jest, kiedy nie ma co włożyć do garnka i pożycza się od innych na zupę. Przeżyłam to. Wiem.
Niektórzy szefowie na tym właśnie żerują- na tym strachu. I udaje im się osiągnąć swój cel- manipulują swoimi pracownikami, zastraszając ich, zmuszając do czegoś, co nie jest zgodne z ich sumieniem.
Czy trzeba się temu przeciwstawić? TAK. Trzeba PRZESTAĆ SIĘ BAĆ. Ja zwalczyłam ten strach. Najgorsze to jest postępować wbrew sumieniu, człowiek się czuje wtedy jak szmata. Ale człowiekowi, który zmaga się z takim strachem nie można mówić, że jest taki owaki, potępić go a potem go z tym zostawić. Takim gadaniem mu odwagi nie dodacie.
Mówiąc o tym, że nie nastąpi zmiana na lepsze mam na myśli miejsce pracy za kadencji określonego szefa. Kiedy decydujemy się podjąć walkę musimy być świadomi kosztów: że zostaniemy sami, a reszta zastraszonego towarzystwa się od nas odwróci, że może my stracić awans/pracę, że nie wytrzymamy psychicznie atmosfery ostracyzmu. Nie ma co się czarować, że "będzie dobrze". Oczywiście, szef może się zmienić i wtedy nastąpi zmiana "na lepsze"( albo i nie), ale nie ma na to co liczyć w środku jego kadencji na przykład( a wtedy dajmy na to zaczynamy walczyć).\
Nie rozumiem jak można dla świętego spokoju łamać zasady, przymykać oczy na niewłaściwe zachowanie uczniów
Tu nie była mowa o wszystkich uczniach, tylko o konkretnym przypadku w konkretnej sytuacji. Trudnej, zresztą. I nie chodzilo o "święty spokój", a o przetrwanie w pracy.
OCZYWIŚCIE< ŻE NIE NALEŻY ULEGAĆ TAKIEJ PRESJI. Ale NIE JEST TO ŁATWE i czasem KTOŚ MOŻE ULEC PRESJI. Postarajcie się takiego człowieka zrozumieć, a nie wieszać na nim psy. Ja kiedyś upadłam w ten sposób. Do dziś się tego wstydzę. Nigdy więcej tak nie zrobiłam i nigdy więcej tak nie uczynię. Byłam młoda, na stażu, bałam się o pracę, w pamięci miałam nie tak odległe czasy, kiedy nie miałam co do gara włożyć, miałam dwójkę maleńkich dzieci i słabo zarabiającego męża. Uległam strachowi. No to mnie teraz ukamienujcie.
Do pewnych decyzji trzeba dorosnąć, trzeba się też liczyć z konsekwencjami( że naprawdę stracimy pracę i naprawdę trzeba będzie smażyć placki ziemniaczane przez cały rok na obiad).
Czy pomyślałaś, że być może jeśli nie Twoje dzieci, to kiedyś wnuki mogą trafić na nauczyciela, który reprezentuje taką właśnie postawę
Niby jaką ? Że większość ludzi wcale nie jest "dobra"? Że większość kieruje się własnym interesem? Toż to prawda.
Że jeśli chcemy być uczciwi i prawdomówni to możemy mieć problemy? To też prawda.
Ze mimo to NALEZY być uczciwym, prawdomównym i postępować według zasad? Nawet jeśli za to oberwiemy? To też prawda.
Kłamstwo w szkole? Jest tego mnóstwo.
Podpisywanie tematów, które się nie odbyły( "nieoficjalnie" na zlecenie dyrekcji). Spróbuj się wyłamać- doświadczysz tego, co ja. Powiedziałam, że nie podpiszę czegoś, czego nie zrealizowałam- nie powtórzę epitetów, które uslyszałam od swoich kolegów.
Proszę o nieposyłanie mnie na szkolenie z konrektnych powodów. Słyszę od wice- daj spokój, wyjdziesz przed czasem, powiesz, że masz sprawy rodzinne. Mam kłamać?
Piszę sprawozdanie dla kontroli zewnętrznej. Uczciwe. Piszę, że czegoś nie zrobiłam, choć było w planie- bo nie zrobiłam. Słyszę- no wpisz to, kto to sprawdzi. Nie wpisuję- mam wrogów.
Itd. itp. Po prostu- samo niebo.
Nie jestem czarnowidzem, ja WIDZĘ, co jest i jak jest. ALE: NALEŻY ŻYĆ WEDŁUG ZASAD, BYĆ UCZCIWYM< PRAWDOMÓWNYM MIMO WSZYSTKO.
Wszelkie zmiany w takim przypadku najlepiej zacząć od siebie. Wiem, że łatwiej jest narzekać na forum na złą dyrekcja, wylewać tu całą swoją frustrację, niż zmusić dyrekcję do postępowania zgodnego z obowiązującym prawem i ogólnie przyjętymi zasadami. Łatwiej, bo nie wymaga to poznania tego prawa samemu (a znajomość jego wśród nauczycieli jest wstydliwie mała) i stosowania się do tych zasad
.
Kto Ci powiedział, że nie pracuję nad sobą?
P drugie- nawet jeśli wygrasz sprawę w sądzie, to możesz nie wytrzymać z pewną opinią w małym środowisku. "Donosiciele" bywają zaszczuwani przez to małe środowisko.
Dlatego - tak, czasem trzeba i do sądu, ale trzeba obliczyć koszty. Czy w ogóle damy radę.
Cytryn, to że pracujesz w takiej chorej szkole, nie oznacza, że wszystkie są takie.
Uwierz mi, są szkoły zupełnie normalne, gdzie nauczyciele i dyrekcja ze sobą rozmawiają, wspierają się, czują się jednakowo odpowiedzialni za efekty tak dydaktyczne, jak i wychowawcze. Więcej powiem, takie szkoły funkcjonują również w środowiskach bardzo trudnych. I wyobraź sobie, że i nauczyciele i uczniowie witają się tam każdego ranka z uśmiechem.
Jeszcze nie doświadczyłam "takiego nieba" w żadnym środowisku. Ale może masz rację.
Modlę się, żeby tam za życia trafić.
Zanim oddacie paluszek zapytajcie się gdzie jest granica, bo potem nagle są posty o tyranach dyrektorach, uczniach rządzących szkołą i pyskatych rodzicach ustawiających środowisko pod siebie
Kiedy trafiasz w określone miejsce pracy to te paluszki i dłonie mogli oddać twoi poprzednicy, a ty nagle trafiasz w objęcia tyrana...jako młody, niedoświadczony człowiek uzależniony od pozytywnego odbycia stażu...