I jeszcze co do natłoku zajęć na jednego nauczyciela...Pracuję w szkole kilka ładnych lat. Zauważyłam, że są nauczyciele- ofiary losu, którzy nie potrafią powiedzieć "nie", wszystkiego się boją , ale potrafią pracować i wtedy harują za dziesięciu. Są nauczyciele- niedorajdy, którzy nigdy niczego nie potrafią- im na ogół nie daje się dodatkowej pracy, bo sobie "nie poradzą". Na każdą propozycję majuą gotową odpowiedź: "ale ja tego nie potrafię, nie znam się" itp.. Są też "wojownicy", którzy potrafią się wykłócić i postawić na swoim, a dyrektorzy( jeśli sami nie są zbyt silni) po prostu się ich boją i omiajają z daleka. Zatem większość prac dodatkowych wykonują nauczyciele pracowici, z początku ambitni i pełni szczytynych ideałów, chcący się wykazać- ale nie potrafiący odmówić. Potem siłą przyzwyczajenia oni robią za wielbiłądy szkolne.
Byłam takim wielbłądem. Aż w końcu zrozumiałam, że jeśli ne nauczę się odmawiać i bać, zawsze będę miała za duzo na głowie. Zrozumiałam, że nie można liczyć na czyjeś współczucie, zrozumienie, a człowiek to cholerny egoista. Należy więc nauczyćsię dbac o własne interesy. Powiedziałam sobie: "dość! najwyżej mnie zowlnią!~" - zaczęłam mówić "nie" tam, gdzie uznałam, że za dużo, że nie ma moje siły. Oczywiście szok pourazowy był wysoki( bo przyzwyczaiłam wszystkich już do pewnycb rzeczy ), przeżyłam też pare uszczypliwych uwag, złośliwostek, etc..i...żyję nadal!
Poradziłabym teraz każdemu, kto ma taki problem, aby wziął się wgarść i skończył z mentalnością ofiary. Teraz czuję się o niebo lepiej, mam nawet do siebie wiekszy szacunek , a dyr. kiedy zwraca się do mnie z czymś zaczęła dodawać "proszę..."
Staram się pracować uczciwie, ale bez przesady
