edzia pisze:Nie. Zapewne skoczyliby za nim w ogień mimo, że nie używał imion.
No o to mi chodziło, nie rozumiem co Miwues miał na myśli, w jaki sposób ten argument należało potraktować.
Skoro go tak cenili, to znaczy, że ich relacje były dobre...tylko, że ze względu na kontekst dyskusji zabrzmiało jakby "zimne" relacje zapewniały ten szacunek.
edzia pisze:Według zasad nowoczesnej pedagogiki tak właśnie powinno być.

Na szkoleniach typu "Jak poprowadzić wywiadówkę" też zalecają rozpocząć od pozytywów danej klasy. "Bo każda klasa, choćby i najgorsza, je ma." To niby ma działać "łagodząco" i pozytywnie na rodziców.

A w d**** mam "nowoczesną" pedagogikę, sam wiem jak mam prowadzić i zajęcia i spotkania z rodzicami.
Zalecenia?
Zalecenia czego? jak z ludźmi rozmawiać? Jak - wygląda na to, że wbrew swej naturze - sterować rozmową? Scenariusz sobie z notatek spisać i dopiero z rodzicami rozmawiać? To chore...choć i zdarzają si,e sytuacje, gdy nauczyciel w scenariuszu imprezy szkolnej zapisuje sobie kolejny punkt brzmiący "łzy"
Łagodzić trzeba konflikty, robić wszystko, by problemy były rozwiązywane skutecznie, a ja w sukces tego nie wierzę, jeśli któraś ze stron jest nastawiona negatywnie.
Tyle, że ja takie podejście stosuję z natury rzeczy, to odruch bezwarunkowy.
Natomiast "stwierdzenie, że każda klasa ma pozytywy jest z gruntu prawdziwe...rzadko zdarza się, by mieć grupę uczniów, którzy sa zdegenerowanymi bandytami bez absolutnie żadnych uczuć.
teraz, stojąc przed grupą rodziców, mając ich poinformować o wzlotach i upadkach nie mamy wyjścia, musimy od czegoś zacząć.
Co jest właściwe? Zaczynanie od pozytywów, czy negatywów?
Ja bym powiedział, że nie ma jedynie słusznej odpowiedzi, zależy to od wielu czynników, a i nie ma sensu tego planować.
Natomiast absolutnie nie widzę powodu, by którąkolwiek z tych opcji uznać jako wyuczony na szkoleniach tryb.
edzia pisze:A czemu niby nie zacząć rozmowy z rodzicem od słów: "Dzień dobry, wezwałam panią, ponieważ pani syn..."?
Ależ kiedy napisałem, że nie należy? twierdzę jedynie, że gdy wzywamy rodzica na rozmowę z powodu jakiegoś wybryku, robimy to po to, by problem rozwiązać i ustalić strategię/sposób nakłonienia go do zmiany zachowania.
By to się udało, trzeba przeanalizować możliwe powody, warunki w jakich to się zdarza itd.
(no bo chyba nie proszę rodzica o spotkanie, by mu tylko "sucho" oznajmić rodzaj wyznaczonej kary).
By tej analizy dokonać, trzeba wziąć pod lupę całokształt....a wtedy nie sposób nie zauważyć jego pozytywów, o których się wspomina.
Ale nie chodzi o absolutnie zaplanowany scenariusz dialogów z rodzicem, które zakładają doprowadzenie go do euforii w związku z sukcesami synka, a potem, stopniując napięcie, zgrabnie go wmanewrować w informacje o uczniowskich wybrykach.
Ogólnie rzecz biorąc takie sztuczne nastawienie i korzystanie z jakiś technik z zasady jest chore, bo zakłada totalną niemoc w zakresie podejmowania decyzji w kwestii własnego zachowania, brak określonego charakteru, czy umiejętności komunikowania się z ludźmi.
nie wiem kto, poza przedstawicielami handlowymi i im podobnymi potrzebuje takich szkoleń.
Sprzeciwiam się też negowaniu tego, że miłą atmosfera sprzyja takim działaniom, a nasza praca wymaga "rzeczowego, administracyjnego podejścia do oprawnego opiekuna naszego ucznia"
Jedyną sytuacją, którą sobie potrafię wyobrazić, gdy trochę aktorstwa użyć można, jest sytuacja, gdy rodzic ucznia do współpracy skory nie jest, zagraża powodzeniu mojej "akcji", więc by pozyskać jego wsparcie i poparcie dopuszczam się drobnej manipulacji, ale zdarzyło się to może ze dwa razy i robiłem to jako "naturszczyk".
Tak więc zasmucę, ale w takowych szkoleniach nie uczestniczyłem.
pocachontas pisze:Następnym razem taki rodzic raczej już nie stawi się na Twoje wezwanie.
Ależ stawi się, jeśli tylko zależy mu na własnym dziecku, poza tym prawny opiekun ucznia ma swoje obowiązki.
Problem raczej polega na tym, czy będzie chciał z Tobą współpracować.
edzia pisze:Również chwalę. W swoim czasie.
No ale chyba nie robisz tego podczas "specjalnie na to zaplanowanych spotkań"? Bo to by oznaczało planowaną socjotechnikę
Nie zakładasz, że podczas tego spotkania z mamą Jasia będziesz tylko ganić, a pochwalisz w listopadzie
Jestem przekonany, że robisz to w naturalny sposób, więc co masz na myśli mówiąc w swoim czasie?
edzia pisze:Też się czuję nierozumiana.
Jak już jest Was dwie, to służę kozetką, chętnie pomogę z problemami emocjonalnymi
edzia pisze:To o co?
O to , że z natury miły i otwarty na ludzi człowiek, pełen serca dla swojej pracy, a więc i uczniów, zdeterminowany do tego, by dać im jak najwięcej i jak najlepiej pomagający się pozbyć negatywów...itd itp ... a i zawodowo zajmujący się ocenianiem NIE JEST W STANIE wykalkulować zimnokrwiście, że nie widzi pozytywnych cech swojego ucznia, chociaż ten coś zmalował.
Rozmawiając o nim z jego rodzicem, patrząc na niego "kompleksowo" nie może "nakazać" sobie przemilczenia zalet tego ucznia...bo i takie przemilczenie nie przynosi żadnej korzyści...sądzisz, że jest korzystne? W jaki sposób?
Nie ma oczywiście powodu, by w określonej sytuacji z wyrachowania wplątywać w rozmowę takie "wstawki zaletowe", one się pojawiają w naturalny, nie stymulowany sposób.