Jeśli chodzi o mnie to zabawa w szkołę - oczywiście. O tyle, że moja starsza koleżanka zawsze była nauczycielką. To nic. Zawsze lubiłam się uczyć i uczyłam się (chociaż w podstawówce, szczerze mówiąc, pamiętałam z lekcji) bardzo dobrze. Szkoła średnia była koniecznością (nie dostałam się do liceum), ale to może dobrze (jak w przypadku
daughter), bo pewnie po ogólniaku w ogóle nie wiedziałabym, co w życiu robić.
Rok po technikum przepracowałam na stażu w urzędzie i kiedy już myślałam, że tam ugrzęznę, mój chłopak zdał maturę i złożył papiery na studia.
Więc i ja złożyłam. Na uczelnię koło mojego rodzinnego domu. Serio. Pięć minut spacerkiem mam na tą uczelnię.
No i jestem nauczycielką zintegrowanej edukacji wczesnoszkolnej, wychowawnia przedszkolnego i mam specjalizację polonistyczną. Fajnie, nie?
A sama praca, to całe moje życie. Nie wyobrażam siebie w innej pracy.
Tak więc pół przypadek, pół dziecięce marzenie.
Jestem urodzoną nauczycielką.

Uwielbiam rządzić wszystkimi.
Pozdrawiam.
Temat bardzo fajny. Dobrze, że ktoś wreszcie pomyślał. hihihihi
[ Dodano: 4 Wrzesień 2007, 16:14 ]Aha. Mój mąż też nie widzi mnie w innej pracy. I zawsze z dumą mówi, że "praca żony daje jej satysfakcje. Pieniądze nie zawsze są najważniejsze".....
No, to super.