anna_b_2 pisze:Czyli krótko mówiąc nie przyjmujecie wiadomości że nauczyciel może zakochać się w uczennicy.
Czyli krótko mówiąc, nie przymujesz do wiadomości, że on się w tobie nie zakochał i najprawdopodobniej już dawno o tobie zapomniał.
Jak ktoś wcześniej tu napisał - nie znamy go, nie wiemy, co naprawdę miało miejsce, ale z twoich opisów wynika jasno, że to tylko zauroczenie. Za n lat będziesz się śmiała z tego, zobaczysz.
Oczekujesz, że ktoś napisze, że owszem, on cię kocha i powinnaś do niego jechać, wszystko wyznać, a potem będziecie żyli długo i szczęśliwie? Nikt ci tego nie pisze, więc próbujesz wmówić nam brak wiary w prawdziwą miłość.
Wiesz co, mam ogromną ochotę doradzić ci - jedź, jedź do niego, zobaczcie się, zamieńcie parę zdań, słów. Wątpię, że on aż tak ucieszy się na twój widok i wyznacie sobie miłość. Coś mi się widzi, że biedak żyje w nieświadomości, że ktoś z tamtej szkoły jeszcze o nim pamięta, a tu nagle spadnie mu na głowę zadurzona w nim nastolatka.
Często bywa tak, że ktoś niewidziany przez długi czas jest idealizowany "jaki wspaniały, mądry, taktowny, kochany...", a potem rzeczywistość niesie rozczarowanie. Ale ty i tak nas nie słuchasz. Jesteś głęboko przeświadczona, że to ta najprawdziwsza miłość, żo on cię kocha i pobierzecie się, będziecie żyli długo i szczęśliwie... Coś mi się widzi, że albo był pierwszą osobą, w której się zakochałaś, albo swoją dorosłością zaimponował ci i wszyscy poprzedni chłopcy, w których się zakochiwałaś zbledli przy nim, więc uznałaś to za znak, że to ta prawdziwa miłość.
anna_b_2 pisze:W katalogu podałam fałszywe dane, żeby mnie nikt przypadkiem nie rozpoznał.
Hmm... albo całe to twoje pisanie tutaj jest tylko prowokacją (badania czasopisma Bravo, co n-le myślą o zakochiwaniu się n-li w uczennicach?

), albo... czy byłaś aż tak znana z tego swojego zakochania, że boisz się, że ktoś ciś znajdzie?

...