barb01 pisze:Proszę jednak zauważyć, że patrzycie na problem zajęć z drugiej, nie najważniejszej strony. Powinniśmy już dawno odejść od wykładów i wprowadzania języka metodą PPP, więc wypowiedzi nauczyciela zajmują na zajęciach znikomą ich część.
Nie rozumiem słowa "jednak" w kontekście mojej wypowiedzi. Zdaje mi się, że dość wyraźnie prezentuję swoje spojrzenie na role jaka pełnię podczas zajęć.
Metody bezpośrednie z legendarnym Callanem, czy obecnie Direct, a po drugiej stronie "rozumowe i analityczne" podejście do języka, to jakby dwa bieguny.
Myślę, że powinniśmy podróżować jednak po różnych "szerokościach geograficznych", wciąż oscylując w klimatach tropikalnych, czasem przekraczając Zwrotnik Raka, czasem Koziorożca....jednak zawsze z dominującym "szwaqrgotaniem" uczniów.
Języka nie można się nauczyć słuchając opowieści o nim.
Odejście od metod skupiających się na analizie gramatycznej, to historia, mówi się o tym również na uczelniach już od dawna, wskazując na komunikację jako najważniejszy aspekt problemu...a jednak nadal zauważam pęd ku "wyjaśnianiu, opowiadaniu, analizowaniu" itd.
Nie można liczyć na przyswojenie określonej struktury, gdy jej użycie w głównej mierze polega na opisywaniu abstrakcyjnych zjawisk w postaci "użycia zaimka względnego", czy innego czorta.
Uczeń musi mieć kontekst, musi móc wyobrazić sobie realną sytuację, najlepiej ją też zobaczyć, musi usłyszeć i przeczytać "przykład", by go powtórzyć i przekształcić, wtedy zaczyna kumać, jak się to robi, widząc które elementy zdania są "trwałym szkieletem", a które "zmiennymi elementami" zmienianymi w zależności od potrzeby.
I zawsze musi widzieć sens i cel takiego działania.
On nie nauczy się strony biernej, by zaliczyć kolejny etap gramatycznego wtajemniczenia.
On musi widzieć korzyść z poznania takiego zwrotu. Praktyczną korzyść.
Kolejny paradoks. Wszyscy jednocześnie tez powtarzają, że najlepszą metodą nauczenia się języka jest wyjazd do kraju, w którym tego języka się używa.
Czy oznacza to, że "wyjechać" oznacza pojechać tam, by uczęszczać na wykłady z gramatyki?
Czy może jednak nauka ta jest zbliżona do przyswajania języka przez dorastających naitivów? Żyjących w środowisku anglojęzycznym, powtarzających określone zwroty w określonych sytuacjach, posługujących się tym językiem coraz częściej i coraz swobodniej?
Czy te rzesze imigrantów wysłuchują wyjaśnień o niuansach językowych od swoich "nauczycieli"? Nie, ci nauczyciele często nawet nie potrafią wyjaśnić zasady.
Oni słyszą, powtarzają, tworzą.
To o czym tu mowa, to nie jest problem podstawy programowej.
Przy całej krytyce dla polskiej edukacji, w podstawie programowej dla języków obcych nie ma co w sumie poprawiać.
Czy to problem podręczników? Nie, mamy dostęp do takich samych materiałów jak i nauczyciele w Tokio, czy Oksfordzie.
Materiały, pomoce dydaktyczne? Chyba nikomu to do głowy nie przyjdzie, jak nie w sklepie na rogu, to na e-bayu wszystko kupi, a pomysłowy Dobromir sam sobie zrobi.
Problem uczniów? Za głupi? Chyba nie, wracające z zagranicy dzieci nie rzadko muszą uczęszczać do klas z młodszymi rocznikami, często sami mówią, że w Polskiej szkole jest trudniej. A o problemie coraz gorszych wyników badań mówi się w wielu krajach.
No to może to jednak problem ... nauczyciela?
