Z ciekawością i przerażeniem czytałam niektóre posty. Nie rozumiem kto wymyśla zmuszanie ucznia do wkuwania całego lub części tekstu na pamięć. Czemu ma to służyć? Czy ktoś uważa, że na ulicy, w kontakcie z obcokrajowcem taki "wykuty" na pamięć uczeń będzie recytował te teksty? O czym Wy mówicie?:) Co to znaczy, że ktoś musi nauczyć się na pamięć swojego lub obcego tekstu, żeby móc mówić wystarczająco długo? Przecież każdy nauczyciel widzi, że taka wypowiedź jest recytowana i wystarczy, że postawi kilka pytań, żeby wybić ucznia z rytmu recytatorskiego i "dolinka"

Nie wierzę, że takie średniowieczne metody są jeszcze praktykowane. W jaki sposób wykucie na pamięć tekstu ma przygotować do matury, która jest właśnie sprawdzianem komunikatywności, samodzielnego wypowiadania się i spontanicznego reagowania? Zarzucacie maturze, że dwie wypowiedzi pisemne są zbyt łatwe. A czemu? Matura z j. obcego jest obowiązkowa dla wszystkich, czyli dla uczniów przeciętnie zainteresowanych przedmiotem, podobnie jak matura z matematyki. Wcześniej adresowana była dla uczniów szczególnie zainteresowanych j. obcym więc poziom był wyższy, a dzisiaj ma umożliwić zdanie tym, którzy radzą sobie z j. obcym na poziomie wystarczającym do przekazania swoich myśli, zrozumienia tekstu pisanego i słuchanego. Czyli takich, którzy na ulicy będą potrafili nawiązać kontakt, zasięgnąć lub udzielić informacji tak, żeby można było ich zrozumieć. I nie jest prawdą, że "Kali jeść, Kali spać" jest oceniane jako wypowiedź poprawna, co wie każdy, kto sprawdzał prace maturalne. Owszem, na poziomie podstawowym, wypowiedzi "kwieciste", napisane pięknym stylem nie zdobędą za to zbyt wiele punktów, bo poziom podstawowy ma inne wymagania. Na poziomie rozszerzonym jest inaczej, tu właśnie taki styl, znajomość realiów danego obszaru językowego zostaną docenione.
Praca z uczniem "pod maturę" nie wyklucza wcale przygotowania go do komunikacji "na ulicy", bo dzisiejsza matura sprawdza właśnie takie używanie j. obcego, a nie sztuczne zadania, nie mające odbicia w rzeczywistości poza szkolnej typowe dla minionych epok: przekształć z mowy zależnej na niezależną, połącz 2 zdania w 1 używając zaimków względnych, itp, bo nikt tak nie posługuje się j. obcym. Za to ćwiczenia z luką tak, bo w czasie swojej wypowiedzi zastanawiasz się czy użyć czasu przeszłego dokonanego czy niedokonanego. Temu ma służyć też prowadzenie zajęć w j. obcym, co wcale nie jest trudne i nie musi spotykać się z oporem uczniów, jeżeli znajdzie się metodę dodatkowej ich motywacji. Ucząc j. francuskiego też miałam te same problemy z germaniści, więc prowadząc zajęcia po francusku używałam takiego słownictwa, żeby pokazać uczniom podobieństwa między leksyką polską i francuską, pokazując, że francuski wcale nie jest trudny, a mit ten powtarzają w kolko ci, którzy z nim nie mieli do czynienia.
Zgadzam się natomiast z twierdzeniem, że praca tylko jedną metodą jest zła. Metoda komunikatywna ma tak samo wady, jak inne, ale jej wielką zaletą jest to, że uczniowie dość szybko nabierają umiejętności samodzielnych wypowiedzi. Jeżeli pracujecie projektem, metaplanem, metodologią zadaniową,... to te umiejętności będą się rozwijać coraz bardziej. Natomiast jeżeli ktoś pracuje tylko z książką, kartka po kartce, to nich się nie dziwi, że uczniowie nie są zmotywowani i nie chce im się chodzić na zajęcia, skoro z góry wiedzą co ich spotka. Tak na prawdę mogliby zaoszczędzić sobie drogi do szkoły, otworzyć książkę w domu i uczyć się sami, bo przecież mają CD, więc po co im nauczyciel?:) Według mnie najgorsze jest to, że w liceum zabrano rok nauki, bo był to rok, w czasie którego uczniowie utrwalali, nie tylko uczyli się j. obcego. W klasach 4tych można było z nimi dyskutować na temat ekologii, filmu, problemów młodzieży, miłości... Teraz nauka j. obcego przypomina wyścig z czasem, żeby wprowadzić konieczny materiał leksykalno- gramatyczny i cały urok nauczania diabli wzięli:( No ale tak to jest jak za reformę szkolnictwa biorą się ci, którzy o szkolnictwie wiedzą tylko co my o medycynie, oni byli kiedyś w szkole , a my u lekarza...
