Szanowne Panie,
głośne czytanie szkodzi dzieciom. Zaszkodziło też nam-dorosłym i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Dlaczego głośne czytanie szkodzi?
a) utrwalanie mechanizmu oko - mózg - aparat głosowy powoduje, że dziecko w przyszłości będzie czytać wolno, gdyż nawet czytając po cichu, będzie w myślach "czytać na głos". My-dorośli, jeśli byliśmy długo przymuszani do głośnego czytania, dzisiaj nie potrafimy czytać książki ok. 60-80 stron na godzinę, a takie powinno być docelowe tempo czytania w ogóle (oczywiście zależy to również od formatu książki, zdrowia itd.). Przecięte tempo czytania dorosłego to około 200 słów na minutę - tyle samo, ile przy czytaniu głośnym. Nadmiar głośnego czytania zablokował możliwość mózgu w szybkim skanowaniu tekstu i czytaniu bez wypowiadania czytanych słów w myślach.
b) u bardzo wielu dzieci - właśnie tych, które mają problemy z czytaniem - przymus połączony z brakiem umiejętności językowych oraz wcześniejszych doświadczeń literackich blokuje już na stałe radość czytania. Taki dorosły, gdy tylko przebrnie przez szkołę, do książki już nie sięga. Badania Biblioteki Narodowej z zeszłego roku są alarmujące: 60% Polaków nie miało w ciągu dwunastu miesięcy książki w ręku. Pozostałe 40% to też jeszcze nie czytelnicy, ale na przykład osoby, które czytały książkę kucharską lub przewodnik turystyczny. Osób czytających w Polsce mamy około 15%...
c) poziom literacki czytanych na głos tekstów jest bardzo słaby. Teksty czytane w szkole są zazwyczaj krótkie, preparowane i infantylne. Jeśli czytamy zazwyczaj "czytanki", mózg nie nastawia się na prawdziwą przygodę, poznanie, rozwijanie własnej wyobraźni, ale na wykonanie zadania: GŁOŚNE PRZECZYTANIE. Dzieci nie rozsmakowują się w książkach, w opowieściach, w czytaniu jako przyjemności. Tu podzielę się doświadczeniem dotyczącym dobrej literatury dla dzieci (dobrej - czyli napisanej przez utalentowane osoby, a nie pisarzy z bożej łaski; o wysokich wartościach literackich, poruszającej ważne problemy w ciekawy, niekonwencjonalny sposób, uznanej przez specjalistów, bez tzw. dydaktycznego smrodku - czyli czytania po to, żeby nauczyć, jak się zachowywać, co robić, czego nie robić): na pytanie do nauczycieli, jakie książki ostatnich dwóch-trzech lat zostały nagrodzone, weszły do obiegu czytelniczego, dzieci chętnie je czytają, rzadko który nauczyciel potrafi wymienić tytuły SPOZA szkolnego elementarza. Mamy tu wszyscy bardzo dużo do zrobienia - niech to nie brzmi jak oskarżenie kogokolwiek, ale jako zachęta do zmiany myślenia na temat sensu i idei czytania.
d) głośne czytanie wcale nie sprawdza rozumienia tekstu. Po pierwsze jest mnóstwo ćwiczeń, zadań, zabaw sprawdzających, czy dziecko potrafi analizować i interpretować tekst bez angażowania w to głośnego czytania, że warto systematycznie korzystać przynajmniej z połowy tych metod i technik. Ich zaletą jest to, że nie wymagają wokalizacji, czyli przygotowują dziecko do czytania oko-mózg, bez spowalniacza w postaci impulsów do aparatu głosowego (a dla wątpiących: udowodniono, że szybsze czytanie poprawia rozumienie tekstu, wolniejsze obniża). Prawie każdy nauczyciel doświadczył, że dziecko pięknie czytające tekst wcale nie musi rozumieć, co czyta - skupia się na warstwie brzmieniowej, a nie sensie przekazu.
Czy to znaczy, że w ogóle dziecko ma nie czytać na głos?
Oczywiście, że nie. Dziecko powinno czytać na głos, ale nie może to stanowić głównego sposobu sprawdzania umiejętności czytania. Jeśli głośne czytanie będzie stanowić 20% przygód z literaturą, to jest to właściwa, dobra dla rozwoju kompetencji czytelniczych, proporcja. Najlepiej, by przy tym głośnym czytaniu dawać dzieciom cel: na przykład czytanie z podziałem na role, czytanie tekstów informacyjnych jak spiker telewizyjny, czytanie jako tajemnicza opowieść. Dzieci wtedy mniej się stresują i lepiej się przy tym bawią.
Literatura przedmiotu (ktoś we wcześniejszych postach o to pytał):
1. I. Koźmińska, E. Olszewska,
Wychowanie przez czytanie, Świat Książki, Warszawa 2010 (tu polecam szczególnie rozdział 4. Nieporozumienia związane z czytaniem).
2. M. Żylińska,
Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2013.
3. D. Klus-Stańska, M. Nowicka,
Sensy i bezsensy edukacji wczesnoszkolnej, WSiP, Warszawa 2005 (tu polecam szczególnie rozdział 1. Czy szkoła rzeczywiście uczy czytać?).
4. A. Jurek,
Metody nauki czytania i pisania z perspektywy trudności uczniów, Harmonia Universalis, Gdańsk 2012 (świetna pozycja - autorka bada naukowo, które ćwiczenia stosowane w edukacji wczesnoszkolnej przynoszą efekty, a które - nawet występujące często w podręcznikach lub powszechnie stosowane przez nauczycieli jako dobre - nie przynoszą żadnego efektu, a nawet szkodzą).
5. Jadwiga Cieszyńska,
Nauka czytania krok po kroku. Jak przeciwdziałać dysleksji, wydanie II poprawione i poszerzone, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2005.
Pozdrawiam serdecznie wszystkie osoby zainteresowane tematem
