Tylko z jakiegoś powodu zapominacie o jednym. Wy, drodzy nauczyciele, jesteście prawdopodobnie pasjonatami, albo co najmniej osobami lubiącymi swoją pracę - inaczej nie zaprzątalibyście sobie głowy rejestrowaniem się na forum, na którym wymieniacie doświadczenia z kolegami po fachu. Jestem gotów obstawić pół mojej dniówki, że prawie każdy z Was to porządny fachowiec z nienagannym warsztatem pracy i rozwiniętym poczuciem zawodowej etyki.
Ale wciąż musicie pamiętać, że nie jesteście jedynymi osobami w tym zawodzie. Oprócz Was jest jeszcze w szkołach sporo osób, które nie mają tak czystych intencji, jak Wy, których pozostawienie bez nadzoru jest ciosem wymierzonym niewinnym uczniom.
Zdaję sobie sprawę, że Wam najprawdopodobniej można zaufać, że do ucznia jesteście nastawieni wręcz przyjaźnie (na odpowiednim poziomie relacji oczywiście). Ale z jakiegoś względu negujecie w sobie rzeczywistą wizję świata, w którym ludzie - a także nauczyciele - są różni.
Wy nawet nie musicie wiedzieć o tym, że ktoś taki pracuje w Waszej szkole. Bo niby z jakiej racji? Nie uczycie się na lekcjach prowadzonych przez Waszych kolegów. Mijacie się z nimi tylko na korytarzu, spotykacie się w pokoju nauczycielskim. Dowiadujecie się czasem o negatywnych zjawiskach generowanych przez Waszych kolegów, kiedy sprawy przybierają naprawdę zły obrót i uczniowie skarżą się Wam na nieprawidłowości jako wychowawcom (o ile macie wychowawstwo), albo sprawa jest już tak posunięta, że w szkole aż huczy od wizyt, kontroli i medialnego larum.
Wtedy jednak włącza Wam się zawodowa solidarność. Kolega z pracy pozostaje kolegą, wciąż dobro ucznia jest na drugim planie, bo albo nie możecie uwierzyć w winę znajomego z roboty, albo zwyczajnie nie chcecie wierzyć. To zrozumiałe - sam często broniłem swoich kolegów (nie tych ze szkoły, co myślę o tych ze szkoły to już mówiłem) przed różnymi oskarżeniami - nie zawsze mając w tej obronie słuszność! Ale nie dziwcie się, że potem Wasze środowisko jest ocenianie tak, a nie inaczej - bo to dobro uczniów a nie Waszych kolegów powinno być dla Was najwyższym nakazem.
I nie ma co rozpaczać, ani co bulwersować się. Dopóki w Waszym środowisku będą zdarzały się jednostki stanowiące dla uczniów zagrożenie, uczniowie i ich rodzice będą mieli wręcz
wewnętrzny nakaz nieufności wobec Was wszystkich, tzn. wobec ogółu was - po to, by zapewnić sobie / swoim dzieciom bezpieczeństwo. Niestety, tak to już jest, że jeżeli trzeba wprowadzić jakieś kontrolne procedury i regulacje, cierpią na tym wszyscy, a najbardziej ludzie uczciwi - tacy, jak - jak mniemam - Wy, mimo, że motorem do wprowadzenia takich utrudnień byli właśnie ci, którzy coś na sumieniu mieli.
Płacicie za błędy swoich kolegów i - patrząc na to z rozsądnego punktu widzenia - musicie płacić. Trzeba popatrzyć na ręce również i Wam, uczciwym pedagogom, aby mieć pewność, że nie przeoczy się tego nauczyciela-pomyłki.
To nie jest tak, że Wy, jako uczciwi nauczyciele nie możecie z tym nic zrobić. Musicie pamiętać, że głównie w Waszych rękach leży los Waszego zawodowego środowiska. Po prostu musicie schować zawodową solidarność do kieszeni i sprawić, by
wasze środowisko zaczęło samo się oczyszczać z ludzi o złych intencjach, a prędzej, czy później, uzyskacie pożądany efekt atmosfery wzajemnego zrozumienia i szacunku. Bo nawet, jeżeli stanie się nieszczęście i taki nauczyciel z przypadku będzie uczył w Waszej placówce, to uczniowie i ich rodzice będą wiedzieć, że kiedy zwrócą się z problemem do reszty grona pedagogicznego, otrzymają sensowną i konkretną pomoc.
Teraz już choć trochę rozumiecie, o czym piszę?
Na korzyść tego, o czym mówię, świadczy fakt, że wielu z Was napisało już odpowiedź na mój ostatni post, niektórzy z Was próbują widzę nawet sił w domorosłej psychoanalizie

ale nikt nie pokusił się o odpowiedź na moje pytanie: co zrobić, by autonomia wśród nauczycieli nie zamieniła się w samowolkę?
Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...